1
Annie
Spoglądam na mężczyznę siedzącego po drugiej stronie stołu kuchennego. Mężczyznę, którego poślubiłam siedem lat temu.
Mężczyznę, którego nienawidzę.
Wpatruję się w niego z każdym gramem skrywanej pogardy i nienawiści.
Odchodzę od ciebie.
Te słowa raz po raz rozbrzmiewają w mojej głowie.
Chciałabym wypowiedzieć je na głos.
Ale nie mogę.
Strach i sto innych powodów trzymają je bezpiecznie zamknięte w mojej głowie.
Unoszę palec i muskam opuchnięty policzek, a następnie rozciętą wargę.
Widzi, jak dotykam swojej twarzy.
Marszczy brwi.
Opuszczam dłoń.
Wczorajszej nocy mocno mnie pobił. Bił mnie po twarzy. Obecnie nie zdarza się to już tak często.
Wolałby, żeby ludzie nie pytali o moje siniaki.
Więc bije mnie w pozostałe miejsca na ciele. Zazwyczaj jedyna przemoc, jaką stosuje w trakcie seksu, to duszenie. Często lubi to robić.
Ale wczorajszej nocy uderzył mnie też w trakcie seksu.
A raczej gwałtu, bo tak powinnam to nazwać.
Ponieważ właśnie tym to było.
Na początku nie zdawałam sobie sprawy z tego, że to gwałt. Myślałam, że podczas gwałtu trzeba powiedzieć „nie”, by można było to tak nazwać. Może nawet próbować walczyć.
Nigdy nie zrobiłam żadnej z tych rzeczy.
Ale to nie było też tak, że ja mogłam powiedzieć „nie”. Za bardzo się bałam. I nawet jeśli powiedziałabym mu „nie”, to i tak wziąłby to, co chciał.
Jednak cieszę się, że zeszłej nocy pobił mnie właśnie w taki sposób, ponieważ nie mogę ryzykować uderzeń w brzuch.
Nie teraz. Jestem w ciąży.
Noszę w sobie dziecko, o którym nigdy nie będzie wiedział.
Dowiedziałam się, że jestem w ciąży zaledwie kilka dni temu. Dlatego w końcu zdecydowałam się odejść. Teraz mam w sobie wystarczająco dużo odwagi, żeby to zrobić.
Ponieważ już nie chodzi tylko o mnie.
Jest dziecko, które muszę chronić.
Ludzie z pewnością pomyśleliby, że powinnam po prostu zadzwonić na policję. Kazać go aresztować za to, co mi robił.
Ale Neil sam jest policjantem.
Detektyw Neil Coombs. Niezwykle poważany i podziwiany przez swoich kolegów. Spodziewają się, że pewnego dnia zostanie komendantem policji. W zeszłym roku dostał medal za odwagę.
A on regularnie bije swoją żonę.
Raz próbowałam zadzwonić na policję, dawno temu, na początku. I mi nie pomogli.
Ponieważ wszyscy są tak samo podli i skorumpowani jak on.
Więc zrobię to w jedyny dostępny dla mnie sposób. Zmienię nazwisko i zniknę.
Jest jedna zaleta bycia żoną agresywnego sukinsyna-policjanta, skorumpowanego przez gangsterów, którzy mu płacą za to, żeby przymykał oko na ich sprawki.
Neil myśli, że nie mam pojęcia, co robi na boku. Lecz wiem więcej, niż sądzi.
Te brudne pieniądze, które dostaje od oprychów, trzyma w sejfie schowanym w biurku, w swoim biurze. Nie może ich oddać do banku, ponieważ to prowadziłoby do zadawania pytań. W sejfie, o którym, według jego wiedzy, nie wiem.
Ale ja wiem.
I to będzie mój bilet.
Wolałabym nie brać jego pieniędzy. Chciałabym nie być do tego zmuszona.
Chciałabym postąpić etycznie i moralnie, jednak nie mam innego wyboru.
Nie mam żadnych własnych pieniędzy.
Neil nigdy nie pozwolił mi pracować. Na początku myślałam, że robi to, ponieważ mnie kocha i chce się o mnie zatroszczyć.
Jednak szybko zdałam sobie sprawę, że to po prostu kolejny sposób na to, żeby mnie kontrolować.
Bez pieniędzy nie mogłam odejść.
Więc teraz zabieram jego pieniądze i odchodzę.
Neil wstaje od stołu. Widzę broń przy jego pasku, jak każdego dnia. Mimo to wciąż na jej widok czuję ucisk w brzuchu.
Neil zdejmuje marynarkę z oparcia krzesła i ją zakłada.
Wstaję i podążam za nim do drzwi wejściowych. Mechanicznie robię to każdego ranka.
Ale po tym dniu już nie będę.
Już nigdy.
Neil przystaje przy drzwiach i odwraca się w moją stronę.
Przygotowuję się na cios.
Unosi dłoń i zbliża ją do mojej twarzy. Wzdrygam się.
Satysfakcja, którą widzę w jego oczach, pełznie po mojej skórze jak wąż i w tej chwili nienawidzę go bardziej niż kiedykolwiek.
– Nie skrzywdzę cię, Annie. – Kciukiem i palcem wskazującym chwyta mnie za brodę.
Obserwując jego oczy, czuję, jak wszystko się we mnie napina. Przesuwa wzrok po siniaku na moim policzku.
Po mojej rozciętej wardze.
Dawno, dawno temu jego oczy wyrażały skruchę.
Teraz nie wyrażają niczego.
– Wczoraj w nocy mnie poniosło. Zostań dzisiaj w domu. Kupię kolację wieczorem, po drodze z pracy.
– Okej – odpowiadam.
– Dobra dziewczynka.
Składa karcący pocałunek na moich ustach, po którym rozcięcie na wardze boleśnie pulsuje, ale ja nie reaguję na ból i tłumię w sobie całą odrazę oraz obrzydzenie, które czuję za każdym razem, kiedy mnie dotyka.
Po prostu odpowiadam na jego pocałunek tak jak zawsze. W tej chwili to jest ważniejsze niż kiedykolwiek, żeby nie zauważył, nie wyczuł, że zachowuję się jakoś inaczej.
Robi krok w tył, puszczając moją brodę.
Nienawidzę cię.
– Miłego dnia. – Uśmiecham się. Wymuszony grymas, w którym jestem już mistrzynią.
Otwiera drzwi, chcąc wyjść.
– Mówię poważnie, Annie. Nie wychodź dzisiaj.
– Nie zrobię tego. Obiecuję.
Po prostu wyjdź.
Wychodzi za drzwi, a moje serce ze zniecierpliwienia bije jeszcze szybciej.
Wtedy nagle Neil zatrzymuje się i odwraca, żeby na mnie spojrzeć.
Mój żołądek zaciska się ze strachu.
Nie boję się o siebie.
Już dawno temu przestałam bać się o własne życie.
Kiedy przestajesz bać się śmierci i zamiast tego jej pragniesz, nie masz już nic do stracenia. Ale wkrótce będę miała dziecko. Tu już nie chodzi tylko o mnie. Jestem winna swojemu dziecku szansę na życie, i to jak najlepsze życie.
– Nie zapomniałaś o czymś? – pyta surowo, unosząc brew.
Cholera. Cholera. Cholera.
– Kocham cię – mówię nerwowo przełykając ślinę.
Przez jakiś czas gapi się na mnie z pytającym wyrazem twarzy. Wydaje mi się, że ta chwila trwa całą wieczność.
Staram się nie ruszać żadnym mięśniem twarzy ani ciała, pragnąc, żeby moje bijące w szale serce zwolniło.
W końcu, po jak się zdaje, wieczności, mówi:
– Kocham cię, Annie. Dopóki śmierć nas nie rozłączy.
– Dopóki śmierć nas nie rozłączy – powtarzam kłamstwo z łatwością.
Nigdy, przenigdy więcej.
Drzwi zamykają się za nim.
Robię cichy wydech. Ten, który trzymałam w sobie cały ranek.
Stoję tam, nasłuchując. Czekając.
Uruchamia silnik samochodu.
Słyszę, jak rusza.
Czekam jeszcze chwilkę, żeby mieć pewność, że na pewno odjechał.
I wtedy przystępuję do działania.
Biegnę na górę i szybko ubieram się w jeansy i t-shirt, a następnie wsuwam na stopy adidasy. Z szafy wyjmuję starą sfatygowaną torbę. Tę, w której przywiozłam swoje ubrania i pudełko wspomnień, kiedy wyprowadzałam się od swojej rodziny zastępczej w wieku osiemnastu lat, żeby zamieszkać z Neilem.
Nie mam rodziny. Zostałam zabrana od swojej matki – narkomanki i prostytutki – gdy byłam niemowlakiem i tak trafiłam do systemu opieki społecznej. Nie było wiadomo, kim był mój ojciec. Prawdopodobnie którymś z jej klientów.
Pewnie właśnie dlatego tak łatwo wpadłam w ramiona i sieć kłamstw Neila.
Był starszy. Dojrzały. A ja tak desperacko potrzebowałam stabilności. Swojej własnej rodziny.
Miałam osiemnaście lat. Dopiero co skończyłam szkołę i liczyłam na to, że zacznę studia na publicznej uczelni. Pewnej nocy, kiedy wracałam do domu z metra, zostałam napadnięta. Neil przypadkowo przechodził w tym samym czasie obok. W tamtej chwili nie był na służbie.
Złapał gościa i go aresztował. Odzyskałam torebkę i nie wiedzieć kiedy, umówiłam się na następny wieczór ze starszym, przystojnym gliną.
Tydzień później wprowadziłam się do niego.
Mój koszmar zaczął się sześć miesięcy później, gdy po raz pierwszy mnie pobił.
Następnego dnia byliśmy już po ślubie.
Wcześniej był taki wspaniały. Nie mogłam uwierzyć w to, że ten niesamowity facet chce być z kimś takim jak ja.
Lecz teraz wiem, że byłam po prostu łatwym celem.
Łatwym do zmanipulowania i kontrolowania.
Myślałam, że mi się poszczęściło, ponieważ udało mi się go zdobyć, ale w rzeczywistości była to najgorsza rzecz, jaka przydarzyła mi się w życiu.
Biorę do ręki moje pudełko wspomnień. Znajduje się w nim kilka rzeczy. Nasz akt ślubu. Fragment biletu z naszej pierwszej randki w kinie. Korek od szampana z dnia, kiedy poprosił mnie o rękę.
Jak dla mnie, wszystkie te przedmioty mogą trafić do śmietnika.
Otwieram pudełko i wyjmuję z niego dwie rzeczy potrzebne, żebym mogła zniknąć. Dowód osobisty i akt urodzenia z moim nowym imieniem.
Wkładam je do torby, do kieszonki na suwak. Kieszeń zasuwam dla bezpieczeństwa.
Następnie wyjmuję ubrania i bieliznę, które już wcześniej postanowiłam zabrać ze i wkładam je do torby. Nie ma sensu pakować zbyt wielu rzeczy. Mniej do noszenia, a i tak niedługo te ubrania nie będą na mnie pasowały.
Związuję swoje długie blond włosy w ciasny kok, po czym chowam je pod bejsbolówką.
Wchodzę do naszej wspólnej łazienki i zabieram z niej swoją szczoteczkę i pastę do zębów oraz pozostałe artykuły toaletowe, a następnie wkładam je do swojej kosmetyczki, która ląduje w torbie razem z moimi ubraniami.
Zanoszę torbę na dół i wchodzę do biura Neila. W pokoju panuje upiorna cisza. Biura nienawidzę najbardziej.
Chociaż wiem, że jestem sama, to i tak po moim ciele przebiegają dreszcze.
W dalszym ciągu boję się, że wróci do domu i mnie przyłapie.
Szybko podchodzę do jego biurka i kucam przy nim, kładąc torbę obok siebie. Otwieram drzwiczki.
Odsuwam foldery ułożone w stertę przed sejfem i kładę je na podłodze.
Wyjmuję z kieszeni klucz do sejfu. Zabrałam go, zrobiłam kopię i odłożyłam, zanim Neil zorientował się, że zniknął.
Dzień, w którym to zrobiłam, był jednym z najstraszniejszych w moim życiu, a przecież ostatnie siedem lat spędziłam w strachu, więc to o czymś świadczy. Byłam przerażona, że odkryje, co robię, i to będzie koniec dla dziecka i dla mnie.
Ale tak się nie stało, a zamiast tego dzieje się coś innego. Zamierzam wyjąć pieniądze i stąd zwiać, mając nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
Obezwładnia mnie strach.
Co, jeśli nie będzie pieniędzy? Co, jeśli z jakiegoś powodu je zabrał?
Chyba istnieje tylko jeden sposób, żeby się o tym przekonać.
Cóż, w każdym razie i tak odejdę. Nie spędzę z nim kolejnego dnia. Po prostu będę musiała wykombinować coś innego.
Wstrzymując oddech, otwieram sejf.
Robię wydech.
Pieniądze nadal tam są.
Nie wiem dokładnie ile. Zapewne setki tysięcy.
Potrzebuję tylko tyle, by się stąd wydostać i zapłacić za wynajem, dopóki nie znajdę pracy. Wynajem, jak oceniłam, będzie kosztował mnie około sześciu tysięcy. Wiem, że prawdopodobnie będę musiała zapłacić za pół roku z góry, ponieważ nie będę miała żadnych papierów, które będą świadczyły o mojej wiarygodności.
Ale… Co, jeśli z powodu ciąży nikt mnie nie zatrudni? Co, jeśli skończą mi się pieniądze, nikt nie da mi pracy i nie będę mogła zapłacić za mieszkanie?
Boże.
Nienawidzę siebie za te rozważania . Robię głęboki wdech i wstrzymuję oddech.
Przecież jest ci to winny, Annie.
Wiem. Ale nie chciałam, żeby tak było. Chciałam sama móc zadbać o siebie i o dziecko. Zarobić własne pieniądze.
I właśnie tak się stanie, ale w tej chwili potrzebujesz pieniędzy, nieważne skąd by one nie pochodziły.
Wypuszczam z ust powietrze, które wstrzymywałam, i wyjmuję dziesięć tysięcy z sejfu.
Jeśli zostanie mi coś z tych pieniędzy, oddam je do domu samotnej matki.
Zamykam sejf i przekręcam klucz. Odkładam foldery z powrotem na miejsce i zamykam drzwiczki biurka.
Wynoszę torbę na korytarz, po czym kładę ją na podłodze. Wyjmuję kurtkę z szafy i zakładam ją na siebie. Znowu podnoszę torbę i zawieszam jej długi pasek na ramieniu.
Moja komórka nadal znajduje się na stoliku nocnym. Może tu zostać. Już nie będę jej potrzebowała. Jeśli zabrałabym ją ze sobą, to Neil łatwo by ją namierzył, żeby mnie odnaleźć.
Wychodzę przez drzwi frontowe, i zostawiam za sobą Annie Coombs. Teraz nazywam się Carrie Ford.
Buziaki MrsBookBook 😙
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz