sobota, listopada 16, 2019

ROZDZIAŁ 1 "RHYS" Agnieszka Siepielska













ROZDZIAŁ 1





VIVIANA





Zmęczona, z obolałymi po całym dniu pracy nogami, wysiadam z zatłoczonego autobusu. Skręcam w lewo, w długą ulicę z dwoma rzędami domków jednorodzinnych, co oznacza, że zostaje mi jakieś trzysta metrów do celu. Resztkami sił witam się z sąsiadkami, które podlewają wysuszone kwiaty. W międzyczasie z obrzydzeniem odklejam od ciała cienki materiał białej bluzki przesiąkniętej potem faceta, który przez niemal całą drogę przylegał do mnie potężnym ciałem. Jest środek lipca, więc nic dziwnego, że na zewnątrz panuje ukrop, lecz po kolejnym dniu sprzedawania garniturów bogatym, wybrednym dupkom jestem padnięta, a półgodzinna jazda autobusem bez klimatyzacji nie była dobrym pomysłem.


Idąc trawnikiem, docieram do brązowego budynku. Otworzywszy drzwi, natychmiast wyczuwam zapach smażonej ryby. Kieruję się do kuchni, gdzie opadam na krzesło znajdujące się przy ścianie, a następnie zsuwam z ramienia pasek torebki, którą stawiam na podłodze. Dysząc jak parowóz, obserwuję małą, siwą kobietę w różowym fartuszku, krzątającą się przy garnkach.


– Tobie też dzień dobry, wnusiu – oznajmia, nie patrząc w moją stronę i czyniąc tym samym aluzję do niegrzecznego wejścia.


Kiedy nie odpowiadam, zerka przez ramię, a na jej twarzy maluje się zrozumienie. Nalewa do szklanki trochę soku pomarańczowego prosto z lodówki, po czym podaje mi ją. Duszkiem opróżniam całą zawartość, ciesząc się z chłodu rozchodzącego się po moim wnętrzu. 


No, teraz mogę się przywitać.


– Dzień dobry, babciu – odpowiadam.


– Opowiadaj, jak było w pracy – mówi, wracając do przygotowywania posiłku.


Codziennie dzieje się to samo, ale to nasz rytuał, zatem zdaję relację. Obecna posada podoba mi się o wiele bardziej niż poprzednie. Otrzymałam ją dzięki babci, ponieważ jedna z jej przyjaciółek jest mamą kierowniczki. W innym przypadku trudno byłoby się dostać do salonu, gdzie wartość wszystkich garniturów, koszul oraz dodatków można oszacować na kwotę przyprawiającą zwykłego śmiertelnika o zawrót głowy.


– A gdzie jest mama? – pytam. 


– Ach! Co może robić nasza księżniczka? Była bardzo zmęczona, więc poszła się położyć. – Babcia kręci głową z rozczarowaniem.


– A co takiego ją dziś zmęczyło? Czytanie gazety, oglądanie telewizji czy psioczenie na dawcę spermy? 


– Chyba wszystko naraz. – Wzdycha, a następnie odwraca się do mnie. – Dobra, młoda damo. Zabieraj swój gruby zadek i odśwież się, bo kolacja prawie gotowa. 


Jak zawsze to samo. Znając moje kompleksy, czyli za duże piersi oraz nieco zbyt krągły tyłek, babunia nie może się powstrzymać. Zazwyczaj się odgryzam, lecz dzisiaj nie mam siły na przekomarzanie się.


Wstaję, zakładając torebkę na ramię, po czym wchodzę po schodach.


– Cholera jasna! – psioczę, potykając się o jeden ze stopni.


– Viviano Anne Thomson! – krzyczy babcia. – Ile razy, do cholery, mam powtarzać, że w tym domu nie przeklinamy?


Chichocząc, kontynuuję wędrówkę. Mijam drzwi sypialni babci oraz mamy, by w końcu wkroczyć do swojego nudnego królestwa. W małym pokoju zmieściło się zaledwie kilka białych mebli – szafa, biurko i łóżko. Ściany pokrywa delikatny odcień szarości, a dopełnienie całości stanowią fioletowe zasłony oraz poduchy, a także purpurowy dywan. Może jestem marną projektantką, ale tak naprawdę tutaj tylko śpię. Skończywszy się rozglądać, sięgam po bieliznę, luźne szorty i top, a następnie idę pod prysznic.





***





Odświeżona zbiegam po schodach. Już w połowie drogi słyszę narzekanie mamy, która na okrągło wałkuje ten sam temat. Temat mojego ojca. Otóż dwadzieścia trzy lata temu, po jednonocnej przygodzie, mamusia była przekonana, iż spotkała miłość swojego życia. Szybko jednak wyszło na jaw, że facet był żonaty i miał rocznego syna. Kiedy okazało się, że zaszła w ciążę (nie zdziwiłoby mnie, gdyby to było zaplanowane), myślała, że mężczyzna zostawi dla niej rodzinę. Niestety, dawca spermy rzucił kobiecie pieniądze na aborcję, a następnie zniknął. Ale po co usuwać ciążę, skoro można zarobić na niej jeszcze więcej? Tym oto sposobem na konto Emilii Thomson wpływa co miesiąc spora sumka w zamian za milczenie. Nie mam pojęcia, ile dokładnie ona wynosi, lecz nigdy nie zobaczyłam ani centa. Nie wiem, kim jest najdroższy tatuś, i nie chcę wiedzieć. Mam to gdzieś.


Podczas gdy mama od zawsze imprezowała ze znajomymi, trwoniła pieniądze oraz narzekała, że mój ojciec za mało jej płaci, mnie wychowywała babcia. Wszystko, co osiągnęłam i czego się w życiu nauczyłam, zawdzięczam właśnie Helen Thomson. Po ukończeniu szkoły średniej nawet nie marzyłam o studiach, ponieważ staruszka zaczęła wtedy chorować na serce, natomiast leki okazały się bardzo drogie. Nadeszła więc pora, abym się odwdzięczyła. Zaczęłam pracę jako konsultantka telefoniczna, a potem dostałam etat w spożywczym. Oprócz tego wyprowadzałam psy, roznosiłam ulotki, aż w końcu trafiłam do salonu mody męskiej.


Mój dziadek, George Thomson, zniknął z życia babci, zanim się urodziłam. Właściwie to Helen wykopała go z domu po kolejnej, urządzonej przez niego pijackiej awanturze. Podsumowując, mężczyźni to zło. Doświadczenia mamy oraz babci wyraźnie pokazują, iż związki w mojej rodzinie są z góry skazane na porażkę, dlatego nigdy, przenigdy nie zamierzam się w takowy angażować.


– Mogłabyś przestać narzekać i wziąć się wreszcie do roboty, a nie żerować na… – Helen ucina zdanie, kiedy wchodzę do kuchni.


– Witaj, mamo – mruczę, siadając na swoim miejscu, naprzeciw rodzicielki. Ta, najwidoczniej obrażona, wierci się nerwowo, poprawiając farbowane, kasztanowe włosy, obcięte na klasycznego boba. 


Nakładam na talerz kawałek ryby oraz sałatkę, dostrzegając wpatrujące się we mnie piwne oczy. Postanawiam poświęcić mamie nieco uwagi i spoglądam na nią wyczekująco. Wiem, czego chce.


– Vivi, potrzebuję pieniędzy. 


No proszę, prosto z mostu.


– Ile? – pytam oschle.


– Pięćset dolarów. 


Ona ma chyba nierówno pod sufitem.


– Nie mam.


– Jak to? Pracujesz i nie masz pieniędzy? 


Z gardła babci wydobywa się dźwięk, jakby chciała coś powiedzieć. Chwyciwszy pomarszczoną dłoń, ściskam ją, żeby Helen się uspokoiła, choć mnie samą szlag trafia.


– Wiesz co? – zwracam się do matki i córki roku. – Zdradzę ci pewien sekret. W każdym gospodarstwie domowym istnieje coś takiego jak rachunki. Ja je płacę, a babcia praktycznie całą swoją emeryturę przeznacza na leki. Kupujemy też jedzenie – tłumaczę, czekając na reakcję.


Emilia Thomson za każdym razem zachowuje się tak samo, a ta sytuacja nie należy do wyjątków – wydyma różowe usta, wstaje i bez słowa wychodzi. Po chwili słychać jej kroki na schodach, a my w spokoju możemy zabrać się za posiłek.





Po kolacji zmywam naczynia i oglądam z Helen telewizję, po czym zmykam do łóżka. Zasypiając, cieszę się, że ten dzień w babińcu – jak określam nasz dom – dobiegł końca. Mama jak zwykle doprowadziła babcię do takiego stanu, że bez mojej pomocy kobieta nie byłaby w stanie wejść na piętro, choć uparcie powtarza, iż nic jej nie dolega. Przysięgam, że kiedyś wykopię Emilię za drzwi. Matka czy nie, niech spada, by szukać następnej ofiary.



























Buziaki MrsBookBook 😙

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © MrsBookBook , Blogger