Rozdział pierwszy
Willow
– Odchodzę
na emeryturę – mówi moja mama, gdy siadam na krześle naprzeciwko niej. –
Zastanawiam się nad sprzedaniem firmy.
– Co
robisz? – Patrzę się na nią, totalnie zszokowana. – Mamo, chyba nie mówisz
poważnie?
– Już
czas, Willow. Chcemy z twoim tatą zacząć podróżować po świecie, póki mamy na to
siłę.
– Okej,
rozumiem, ale nie sprzedawaj firmy! „Spragnione serca” to najlepsze biuro
matrymonialne w Chicago! Spędziłaś dwadzieścia lat na budowaniu marki. – Moja
mama jest wspaniała i bez najmniejszego problemu potrafi przewidzieć, czy ludzie
do siebie pasują. Pozory i kłamstwa nie stanowią dla niej problemu w poznaniu
prawdziwych potrzeb danej osoby.
Wzdycha.
– Wiem,
skarbie, ale nie młodnieję. A ty nie robisz się w tym lepsza.
To
prawda, ale czuję, że muszę się bronić.
– Nadal
się uczę.
– Willow,
minęły trzy lata.
– Na
znalezienie idealnego dopasowania potrzeba czasu.
– Po
pierwszym roku miałam na swoim koncie pięć małżeństw.
– Cóż…
ja parę razy byłam blisko, prawda?
Nie
wiem, czy to prawda, ale lubię tak myśleć. Umówiłam kilka par, postępując
zgodnie z instrukcjami mamy. Męczyłam się z wyszukiwaniem szczegółów, które według
mnie spodobałyby się klientom… ale moje dopasowania okazywały się totalną
porażką.
Widocznie
– w przeciwieństwie do mamy, która w tym góruje – jestem katastrofą miłosną. W
życiu i pracy.
– Chyba
mogłabym zaproponować przejęcie interesu Aspen – mruczy, wyglądając przez okno.
– Aspen!
– Szczęka mi opada. Mama nie może myśleć, że to dobry pomysł. Kocham moją
siostrę, ale ona potrzebuje pomocy psychiatrycznej… albo chociaż prysznica i
fryzjera.
Przyjęła
hippisowską mentalność moich rodziców i uznała to za sposób na życie, tak jak
przestrzeganie diety wegańskiej albo ketogenicznej. Uważa, że nie może brać
udziału w niczym, co wspiera rząd. Dlatego żyje na podwórku moich rodziców,
kradnie – choć ona mówi, że pożycza – ich prąd, wodę, jedzenie i wszystko inne,
czego potrzebuje. A potem mówi, że żyje „w zgodzie z naturą”. Dla mnie jest po
prostu cholernie leniwa.
Nagle,
miesiąc temu, mama zatrudniła ją w „Spragnionych sercach” jako asystentkę
administracyjną. W tak krótkim czasie udało jej się dopasować dwie pary!
– Cóż,
jeśli mam nie sprzedawać firmy, ktoś musi przejąć stery. Aspen jest jeszcze
nowa – miałam nadzieję, że oddam ją tobie. Tak naprawdę właśnie dlatego
zaczęłaś dla mnie pracować. Uznałam, że przy twojej smykałce do interesów i
moim mentorowaniu szybko będziesz gotowa, ale… – Patrzy na mnie znacząco, nie
kończąc wypowiedzi.
Siadam
prosto.
– Jestem
gotowa, mamo. Daj mi jeszcze jedną szansę. Wiem, że potrafię dobrać idealną
parę.
Wzdycha
ciężko.
– Wiesz
też, że bardzo żałuję, że jedną z osób, którym znalazłam bratnią duszę, nie
byłaś ty. Szkoda, że nie znalazłam twojej
drugiej połówki. Uważam, że w tym tkwi twój problem.
I
znowu to samo.
Do
mamy nie dociera, że wolę być sama.
– To
nie jest problemem, mamo. Jestem szczęśliwa. Nie potrzebuję, ani nie chcę
faceta.
– Możesz
okłamywać siebie, nie mnie.
Ale
taka jest prawda. Nie chodzi o to, że nie wierzę w miłość, po prostu jej nie
znalazłam. Mimo to jestem szczęśliwa. Mam świetne mieszkanie, najlepszego
sąsiada z naprzeciwka (który przy okazji jest moim najlepszym przyjacielem),
rośliny, którymi się zajmuję, i nie czuję potrzeby wiązania się z jakimś
dupkiem.
Jedyne,
czego mi w życiu brakuje, to dziecko. Dorastałam w najbardziej zwariowanej
rodzinie na świecie, ale uwielbiałam moje dzieciństwo. Mieliśmy piękną działkę
w Michigan z całym cholernym zoo. Był to czas pełen zwierząt, podróży do lasu w
poszukiwaniu skarbów, które dzień wcześniej ukrywał tam tata. Do tego spanie
pod gwiazdami, pływanie w jeziorze, słuchanie strasznych opowieści (i wspomnienie
o mojej siostrze palącej roślinę, o której mama nie miała pojęcia, że Aspen ją
hoduje).
Zawsze
marzyłam o dzieciach, małżeństwie i idealnej, szczęśliwej rodzinie, w której
panuje trochę chaosu.
W
czym leży problem?
Gorszego
gustu jeśli chodzi o mężczyzn ode mnie mieć nie można. Myślę, że facet jest
świetny, dobrze się bawię na pierwszej randce, aż tu nagle BUM – na drugiej proponuje
anal. I… znowu jestem singielką. Kolejny dowód na to, że beznadziejna ze mnie
swatka… nie potrafię nawet znaleźć sobie kogoś, kto byłby wart drugiej randki.
Ale
mam plan. I choć nie potrzebuję do niego męża, na pewno przydadzą się stała pracy i dochody. A skoro nie mam
innej opcji, muszę naprawić obecną sytuację.
Staram
się przestawić rozmowę na odpowiednie tory.
– Nie
rozmawiamy o mnie, mamo. Rozmawiamy o firmie.
– W
porządku, ale czy to tak wiele, że proszę o wnuka, zanim wyląduję na wózku
inwalidzkim?
– Mamo,
mam trzydzieści dwa lata! Zachowujesz się, jakbyś umierała, a w dodatku musiała
znosić to, że sprawiam ci zawód. Poza tym obie wiemy, że Aspen prawdopodobnie
pierwsza zajdzie w ciążę. Bóg wie, co się dzieje w tej jej przyczepie.
Mama
uśmiecha się smutno.
– Aspen
ma starą duszę.
– I
bajzel w głowie – burczę.
Powtarza
moje słowa.
– Nie
rozmawiamy o twojej siostrze, rozmawiamy o tobie, Willow. Mogłabyś znaleźć
miłość, ale nie masz ku temu okazji, bo cały wolny czas spędzasz z Reidem.
Moja
mama jednocześnie kocha i uwielbia mojego najlepszego przyjaciela.
– Nie
spędzam całego wolnego czasu z Reidem.
– Naprawdę?
Z kim spędziłaś weekend?
– Mieliśmy
z Reidem plany – mówię z oburzeniem. Nie wiem, w czym problem. Potrzebował
pomocy, a ja nie byłam zajęta.
– W
porządku. A poniedziałkowy wieczór? Co robiłaś? – Nienawidzę kierunku, w którym
to zmierza.
– Byłam
z domu.
– Sama?
– Nie.
Uśmiecha
się i mówi ze sztuczną słodkością:
– A
z kim?
– Oglądałam
telewizję… z Reidem. – Drugą część zdania wypowiadam cicho.
– A
reszta tygodnia? Spędzałaś czas z przyjaciółmi?
– Tak.
– Reid jest moim przyjacielem, więc nie kłamię, prawda?
– Mhm.
Czy mówimy o Reidzie?
Niech
ją diabli.
– Tak,
mamo, mówimy o Reidzie.
– A
wczoraj? Czy spędzałaś czas z kimś innym?
Miażdżę
ją wzrokiem, bo wie doskonale, że oglądałam z nim telewizję. Od zawsze spędzamy
wspólnie wtorkowe wieczory.
– Reasumując,
spędziłaś miniony weekend właśnie z nim?
Moja
mama jest jak wrzód na tyłku. Wielki.
– Willow?
– nalega.
Przewracam
oczami.
– Tak,
okej? Tak, spędziłam wszystkie wieczory z Reidem!
– Czy
ktoś wypowiedział moje imię?
O wilku mowa…
Jęczę
i oglądam się za siebie. Reid Fortino stoi w drzwiach, a wygląda przy tym,
jakby był panem wszystkiego, co go otacza. Ciemnobrązowe włosy ma zaczesane na
bok i jest ubrany w bardzo drogi czarny garnitur oraz błękitną koszulę, przez
co jego oczy wydają się jeszcze bardziej niebieskie. Szerokie barki, umięśnione
ręce i wąski pas sprawiają, że kobiety latają za nim z wywieszonymi językami.
Uwielbiam
nabijać się z niego, że wygląda jak męska wersja Xeny, Wojowniczej Księżniczki
– mroczny, emanujący nutą grozy… nie wiesz, czy od niego uciekać, czy się do
niego dobierać. I choć nie żywię do Reida romantycznych uczuć, nie mogę nie dostrzegać
jego atrakcyjności.
Miał
dziś spotkanie w budynku, w którym mieści się firma mamy. Powiedział, że jeśli
skończy wcześniej, wpadnie w odwiedziny. Nie zdawałam sobie sprawy z tego,
która jest godzina.
Normalnie
cieszyłabym się, że go widzę, ale wiem, że ogromną radość sprawia mu, gdy mama
czepia się mnie i mojego życia romantycznego, a poza tym uwielbia się z nią sprzeczać.
Wbijam
wzrok w sufit.
– Naprawdę,
Boże? Poważnie? Nie mogłeś zesłać tu kogoś innego? To musiał być on?
– To
tylko potwierdza moje słowa. – Mama jest z siebie dumna.
– Co
tam, Wills? – pyta Reid, wchodząc do biura. – Rozmawiałyście o mnie?
Przenoszę
na niego wzrok.
– Tak.
Mama właśnie mówiła, że rujnujesz moje życie miłosne.
Na
jego ustach pojawia się ironiczny uśmieszek.
– Ja
ją ratuję, pani Hayes. Nic poza tym. Chronię ją przed draniami i…
– I
odstraszasz wartościowych mężczyzn – mówi pełnym nagany matczynym głosem.
– Rani
mnie pani. – Reid chwyta się za pierś.
Mama
śmieje się, kręcąc głową, a ja patrzę, jak roztacza wokół niej swój czar. To
niesamowite i przerażające zarazem, jak kobiety mu ulegają. Jest dobrze ułożony
i przystojny, a przy tym potrafi sprawić, że każda kobieta – nawet
najsilniejsza i najbardziej niezależna – ulega jego woli. No, poza mną.
Jestem
całkowicie odporna na jego czar, a raczej bajerowanie, jak lubię to nazywać.
– Szczerze
w to wątpię, kochanie – mówi mu moja mama. – Jeśli zamierzasz nadal
powstrzymywać ją przed znalezieniem miłości, sam zacznij się z nią umawiać.
Reid
zaczyna się krztusić, a ja wybucham śmiechem. A to dobre.
– Nie
zrobi tego, mamo. Nie jestem dla niego atrakcyjna.
– Nigdy
nie powiedziałem… – zaczyna, ale przerywa mu moja mama.
– Uważasz,
że jest brzydka? – pyta go, jakby był stuknięty.
– Uważam,
że jest piękna. – Reid patrzy mi błagalnie w oczy. Zamiast uratować go przed
bolesną rozmową z moją mamą, odchylam się na krześle i uśmiecham arogancko.
Radź sobie sam, stary.
– Więc
dlaczego spotykanie się z nią to taki zły pomysł? – naciska mama.
– Nie
jest zły. – Reid luzuje wiązanie krawata.
– Więc
chcesz, żeby poświęcała ci swój cały wolny czas, ale nie pozwalasz jej znaleźć
miłości?
Otwiera
usta, kręcąc głową, ale nie ma czasu nic powiedzieć, bo moja mama wyrzuca z
siebie kolejne pytanie.
– Uważasz,
że nie jest warta znalezienia miłości?
– Ja
nie…
– A
co z mężczyznami, z którymi się umawia? Uważasz, że to w porządku, panoszyć się
po jej apartamencie, żeby ich odstraszyć?
Kiwam
głową.
– Oj
tak, to bardzo niesprawiedliwe.
Reid
wbija we mnie nienawistny wzrok, przez co ja uśmiecham się jeszcze szerzej.
Mama
zakłada ręce na piersi.
– Jeśli
nie zamierzasz się z nią wiązać, powinieneś pozwolić jej poznać kogoś innego.
Reid
szuka odpowiedzi i nagle uśmiecha się, jakby wiedział już, co powiedzieć.
– Wiem,
pani Hayes, ale to bardzo trudne, bo Willow odstrasza wszystkie kobiety, które
zapraszam do swojego domu.
Och, co za menda.
Chrzani
takie głupoty… Po pierwsze, uważa, że to, co moja mama robi, to totalna ściema.
Po drugie, wcale nie chodzi na randki: sypia z kolejnymi kobietami i nazywa to randkowaniem. Teraz odwraca od
siebie uwagę. Gdy mama przenosi na mnie wzrok, wiem, że jego plan wypalił.
Cholera.
– Willow!
Uśmiecha
się triumfalnie i teraz to ja patrzę na niego z nienawiścią.
– Nie
robię tego, mamo. Próbowałam znaleźć mu fajną dziewczynę, ale on żadnej nie
chce.
Mama
patrzy na niego, a ja pokazuję Reidowi język, jak przystało na dojrzałą
kobietę.
– To
nieprawda, pani Hayes – protestuje. – Chciałem kogoś znaleźć, ale Wills to powód, dla którego każda mówi, że nie
może mnie pokochać. A ja nie mogę zrezygnować z mojej przyjaciółki dla innej
kobiety. Rozumie to pani, prawda?
Szczęka
mi opada, bo właśnie zbajerował moją mamę do granic możliwości. Mama nie będzie
w stanie oprzeć się jego płaczliwej historyjce zranionego chłopca. Niczego nie
lubi bardziej od naprawiania skrzywdzonych ludzi.
Niech to.
– Och,
skarbie, nie miałam pojęcia. – Wstaje i przytula go mocno.
Reid
patrzy na mnie nad jej ramieniem jak kot na kanarka.
– Naprawdę
długo się z tym męczyłem. Wie pani, emocjonalnie. Jestem bardzo wrażliwy.
Na rany Chrystusa.
Gdy
walczy ze śmiechem, pokazuję mu środkowy palec. To wygląda tak, jakby trząsł
się od płaczu.
– Mamo,
nie możesz mu wierzyć, on kłamie!
Puszcza
go i patrzy na mnie z zawodem, co tylko mnie denerwuje.
– Willow
Hayes, ten mężczyzna właśnie pokazał, jak bardzo cierpi z braku miłości, a ty
tak o nim mówisz?
– Pani
nie wierzy w jej słowa, prawda? – Reid ukrywa twarz w dłoniach.
– Och,
Reid. – Moja mama wypowiada z czułością jego imię. – Tak mi przykro, kochanie.
Gdy
znowu go przytula, on udaje, że szlocha.
Zabiję
go dzisiaj. Ale jak? Chyba dodam trucizny do jedzenia, bo jest łakomy i nie
odmówi smacznej przekąski. To byłaby najłatwiejsza i najczystsza opcja.
Zastrzelenie go wydaje się zbyt krwawe. I jest za silny, żebym mogła go udusić,
choć myślę, że po tym przedstawieniu mogłabym z siebie wykrzesać siłę godną
Herkulesa.
Mówię
do niego bezgłośnie: Zabiję cię.
Uśmiecha
się jeszcze szerzej i odpowiada: Spróbuj.
Piłka
w grze, palancie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz