Rozdział trzeci
Willow
Zgodził się!
Nie
mogę w to uwierzyć. Reid potrafi być gadatliwy, obrzydliwy i zbyt zarozumiały,
ale nigdy nie widziałam, żeby złamał obietnicę, czy nie dotrzymał umowy.
Odniosę zwycięstwo i będę miała nowy cel w życiu.
Pozostaje
mi znaleźć Reidowi partnerkę.
– Hej,
masz jakieś plany na później? Może chcesz przyjść do mnie? Obejrzelibyśmy coś
na Netflixie, a ja bym coś ugotowała – proponuję, otwierając drzwi do
mieszkania. Im więcej czasu spędzę, subtelnie poznając zakątki jego umysłu, tym
łatwiej będzie mi znaleźć dla niego idealną partnerkę.
– Pewnie.
Nie mam żadnych planów.
Uśmiecham
się szeroko, patrząc na niego przez ramię.
– Coś
niespotykanego.
Dźga
mnie palcem w żebra.
– Powiedziała
dusza towarzystwa. Kiedy ostatnio byłaś na randce?
– Po
co mam zajmować sobie czas randkami, skoro mam w domu wódkę i Tacy jesteśmy? W obu przypadkach mój
wieczór skończyłby sę tak samo, a przed telewizorem mogę płakać bez ubierania
się w obcisłe dżinsy.
Kręci
głową.
– Nie
będę więcej tego oglądał.
– W
takim razie cię nie nakarmię. A ty będziesz smutny, bo przygotowuję twoją
ulubioną potrawę.
Oczy
mu błyszczą.
– Ziti?[1]
– Ziti
– potwierdzam.
– Cholera.
– Marszczy brwi i widzę, że rozważa, czy zniesie oglądanie ze mną mojego
ulubionego serialu, jeśli będzie miał na talerzu ziti. – Okej, dobrze. Przyjdę.
Posyłam
mu pełen satysfakcji uśmiech i otwieram drzwi.
– Wiedziałam,
że się zgodzisz. Bądź za godzinę.
Krzywiąc
się, jak małe dziecko, burczy coś, a ja zamykam mu drzwi przed nosem. Wciąż się
uśmiecham, gdy zakładam flanelowe spodnie i wielką szarą bluzę. Nie ma nic
lepszego od pozbycia się szpilek i stanika.
Wiążę
włosy w luźnego koka i idę do kuchni, gdzie zabieram się za ziti.
Na
czas gotowania włączam na iPadzie MSNBC[2],
który ustawiam na stojaku do książki kucharskiej, ale nie przywiązuję uwagi do
tego, co mówią w wiadomościach. Uważnie kataloguję wszystko, co wiem o Reidzie
Fortino, i staram się zobaczyć go z innej perspektywy. Tej romantycznej.
Jest
niesamowicie przystojny – nie mogę tego nie przyznać – a z moją pomocą nauczył
się lepiej ubierać. Będę musiała wybierać mu stroje na randki, ale to żaden
problem. Ma świetne poczucie humoru (chociaż za bardzo podoba mu się żartowanie
ze mnie), więc muszę znaleźć kobietę, która lubi się śmiać. Dużo pracuje, ale
wspina się po szczeblach kariery w mocno rozwijającej się firmie marketingowej,
więc musi rozumieć liczbę przepracowywanych przez niego godzin. Będzie też
musiała umieć przełknąć okazjonalne kolacje z jego klientami – poszłam z Reidem
na kilka i nie było najgorzej. Poza tym dobrze się bawiłam, patrząc, jak Reid
zmienia się z czarusia w profesjonalnego mężczyznę, który umie podejmować
ważnych klientów. Jest naprawdę kreatywny, przekonujący i inteligentny.
Gdy
nakładam składniki do naczynia żaroodpornego, myślę o jego wadach – rzeczach,
które kobiety szukające miłości prędzej czy później zauważą.
Po
pierwsze, nie ufa kobietom. Zbyt wiele razy sparzył się w przeszłości. Jego
rodzice są tragiczni, stanowili najgorszy możliwy przykład małżeństwa. Potem
związał się z dziewczyną – teraz już byłą – która go oszukała. Rozumiem jego
urazę, ale będzie musiał sobie z nią poradzić.
Po
drugie, nie myśli, zanim coś powie, co może przysporzyć mu mnóstwo kłopotów. W
połączeniu z włoskim temperamentem powstaje idealny przepis na porażkę.
Nie
ma problemów z agresją, ale bardzo szybko się unosi. Powiedz coś, co go wkurzy,
a awanturę masz murowaną.
Najbardziej
na świecie lubi jeść, więc będzie musiała dobrze gotować, a przynajmniej mieć
chęci do nauki, bo choć Reid bardzo chętnie przygotuje napoje i umyje gary, o
gotowaniu nie ma zielonego pojęcia.
Jest
tylko jedna rzecz, która naprawdę zaskakuje. Uwielbia komiksy. I nie chodzi
tylko o komiksy jako lekturę, lecz wszystko, co z nimi związane. Nie rozumiem
tego. Chodzi na konwenty, przebiera się za różne postacie... nie mógłby być
szczęśliwszy niż wtedy, gdy w stroju jakiegoś bohatera bierze udział w turnieju
na miecze świetlne.
Wie,
że na samą myśl o tym przewracam oczami tak, że aż mnie bolą, co sprawia, że zabiera
mnie ze sobą przy każdej możliwej okazji.
Dlatego
ja, trzy razy w tygodniu, zmuszam go do oglądania pełnego dramatów serialu i
patrzę, jak przy tym cierpi.
Myślę
jednak, że najgorsze będzie to, że nie znam bardziej wybrednego mężczyzny niż
Reid. Parę razy zasugerowałam mu wyjście z którąś z moich znajomych, ale zawsze
miała w sobie coś, co mu nie odpowiadało – zbyt nieśmiała, zbyt gadatliwa, nie
w jego typie. Będę musiała naprawdę bardzo mocno go przemaglować i dowiedzieć
się, jakie dokładnie kobiety lubi.
Wstawiam
ziti do piekarnika i ustawiam minutnik na trzydzieści pięć minut. W czasie, gdy
zapiekanka się piecze, ogarniam salon, podlewam kwiatki i wstawiam pranie.
Akurat jestem w kuchni i robię sałatkę, gdy Reid puka trzy razy do drzw i
wchodzi do mojego mieszkania.
– Przyniosłem
ci prezent – mówi, pojawiawiając się w kuchni. Stawia papierową torbę na
szafce, po czym wyjmuje z niej butelkę wódki Tito i słoik oliwek.
– Dzięki!
– Uśmiecham się szeroko i klepię go po ramieniu. – Ale i tak musisz obejrzeć ze
mną serial.
Jęczy.
– Gdyby
nie pachniało tu tak ładnie, wyszedłbym. – Podchodzi do piekarnika, otwiera
drzwiczki i zagląda do środka. – Matko Boska, jak to cudownie wygląda.
– Jak
już znajdziemy ci żonę, dam jej przepis.
– W
takim razie będziesz mi gotować do końca życia.
– Więcej
wiary! – Znajdę mu żonę, nawet jeśli miałaby to być ostatnia rzecz, jaką w
życiu uczynię. Myślał, że był dzisiaj taki zabawny, ale to ja zaśmieję się
ostatnia. Staję przodem do niego i wskazuję na niego palcem. – Założę się, że
za rok będziesz już żonaty.
– Jesteś
urocza, gdy wykazujesz się taką determinacją.
– Pochlebstwa
na nic ci się nie zdadzą, mój przyjacielu.
Śmieje
się, sięgając po wódkę i wyjmując shaker.
– Do
dzisiaj byłaś moją ulubienicą, ale to się skończyło, gdy postanowiłaś zawiązać
sojusz ze swoją mamą, żeby mnie zeswatać.
– Na
pewno znowu będę ulubienicą, jak już zjesz ziti – odcinam się.
– W
sumie racja.
Jest
taki przewidywalny. To kolejna rzecz, którą muszę mieć na uwadze. Poza tym jest
inteligentny i lubi kobiety, które rozumieją jego dowcip i sarkazm. Nie tylko
będzie musiała być ładna, ale gotowa stawiać mu wyzwania.
Nie
chcę tego pokazywać, ale czuję się coraz bardziej zniechęcona. Reid może być
wrzodem na dupie i znalezienie mu kogoś, kto go pokocha i się z nim dogada to
jedno. Ale znalezienie kogoś, kogo on pokocha
– to prawie niemożliwe zadanie.
Moja
mama wpakowała mnie w niezłe bagno.
– Z
sokiem czy bez? – pyta Reid.
– Poproszę
z sokiem.
Kilka
minut później wręcza mi drinka, który jest idealnym połączeniem wódki,
wytrawnego wermuta i soku z oliwek.
Uśmiecham
się.
– Jesteś
najlepszy
–
Wiem.
– I
taki skromny.
– Ja
to nazywam szczerością. – Uśmiecha się zarozumiale, przez co mam ochotę go
uderzyć.
Siadamy
przy stole i czekamy, aż jedzenie będzie gotowe. Uznaję, że to najlepszy
moment, żeby porozmawiać o całym tym swataniu. Mam ograniczony czas na
znalezienie mu wymarzonej dziewczyny i sprawienie, że się w sobie zakochają.
Boję się, że mogę przez to stracić przyjaciela, co napawa mnie smutkiem.
Wzdycham
głęboko i przesuwam opuszkiem palca po krawędzi szklanki.
– Co
to za mina? – pyta. – Co się dzieje?
Nienawidzę,
że tak dobrze mnie zna. Ale nie mogę mu powiedzieć, o czym tak naprawdę myślę.
– Nic.
Zastanawiam się tylko, o co cię zapytać, żeby znaleźć ci idealną partnerkę.
– Jezu.
Dobra, pytaj, żebyśmy mieli to za sobą i mogli zjeść w spokoju.
– I
żebyśmy potem mogli obejrzeć godzinny odcinek cudownego, łamiącego serce
serialu.
Jęczy.
– Już
żałuję.
– I
powinieneś.
Kolejne
trzydzieści minut spędzam, zadręczając go pytaniami i rozkoszując się każdą
sekundą tej wymyślnej tortury.
***
Następnego dnia
siedzę przy biurku w pracy i przeglądam bazę potencjalnych partnerek dla Reida.
Z
każdą z nich jest coś nie tak.
– Hmm,
za wysoka.
– Za
głupia.
– Za
dużo… blondu.
Wzdycham
i ukrywam twarz w dłoniach. Ślęczę nad tym od paru godzin i mam raptem jedną
niepewną kandydatkę. On naprawdę jest niemożliwy do sparowania. Nie pomaga to,
że zeszłego wieczora wymyślił niekończącą się listę pożądanych cech. Nie ma
opcji, żeby którakolwiek z tych kobiet spełniała wszystkie kryteria, ale muszę
znaleźć przynajmniej taką, która ma więcej niż połowę z nich, żeby nie skreślił
jej na starcie.
Głupi,
uparty facet.
Zamierzam
znaleźć kolejny wyciskacz łez, którym będę mogła torturować go za to, co przez
niego przeżywam.
– Jak
ci idzie? – pyta mama.
Unoszę
wzrok znad listy, na której zaznaczyłam więcej krzyżyków niż kółek. Myślę, że
moja mina wystarczy, żeby mama wiedziała, jak mi idzie.
– Widzę,
że dobrze.
– Nie
mogłaś wybrać kogoś innego? Kogokolwiek? Musiałaś wybrać faceta, który nie chce
się żenić? Wszystkie te kobiety chcą spotykać się z kimś, kto może w
przyszłości się oświadczyć. U Reida nie ma na to szans.
Uśmiecha
się tym swoim matczynym uśmiechem i wzrusza ramionami.
– Życie
jest pełne wyzwań i nie sądzę, żeby Reid wiedział, czego chce. Dowie się, gdy
już ją znajdzie. Musisz mu ją po prostu pokazać. Na tym polega nasza praca,
Willow. Pomagamy ludziom poszerzać horyzonty i otwierać ich głowy na coś, na co
nigdy by się sami nie zdecydowali. Większość moich klientów nie mogła znaleźć
właściwej osoby nie dlatego, że nie chcieli miłości, lecz dlatego, że nie
potrafili naprawdę otworzyć oczu.
– Dobrze,
ale Reid do nas nie przyszedł z własnej woli. Zmusiłaś go do tego.
– Dałam
mu wybór. Jest gotowy na miłość, po prostu boi się zaryzykować.
– I
myślisz, że ja będę w stanie go pokierować?
Mama
uśmiecha się i kiwa głową.
– Wiem,
że będziesz. On też to zobaczy.
Moja
mama żyje w świecie nieskończonego optymizmu. Przez większość czasu jest to
męczące, ale zwykle ma rację, dlatego trudno jest się z nią kłócić.
– Muszę
mieć z czego wybierać, a na niego brakuje mi już kandydatek.
– Wierzę,
że jest w naszej bazie ktoś odpowiedni dla niego.
– Cieszę
się, że chociaż ty tak myślisz – mruczę pod nosem. – Za pięć minut stąd
wychodzę. Idziemy z Reidem po jakieś ubrania dla niego. I namawia mnie na pójście
do sklepu z komiksami.
– W
życiu chodzi o kompromisy, skarbie.
– Tak
jak to było z tobą i tatą?
Śmieje
się cicho.
– Nie,
kochanie. To jest akurat ponad trzydziestoletni staż małżeński i świadomość,
kiedy trzeba się uśmiechać i kiwać głową. Meżczyźni lubią myśleć, że są ważni i
mają coś do powiedzenia, ale prawda jest taka, że to kobiety rządzą.
– Dobra
rada.
– Daję
ją wszystkim moim klientkom, gdy są już po ślubie. A ty przekażesz ją żonie
Reida, gdy już uda ci się ją znaleźć.
Jasne.
–
Skoro o tym mowa. Powinnam się zbierać. – Sięgam po torebkę i w locie całuję
mamę w policzek.
– Baw
się dobrze! – krzyczy, gdy wychodzę.
– Sklep
z komiksami to kupa zabawy! – odpowiadam przez zamykające się za mną drzwi.
Gdy
jadę windą, wysyłam mu wiadomość z przypomnieniem, że idziemy na zakupy. Zbyt
wiele razy mnie wystawił.
Ja: Widzimy
się przed sklepem.
Reid: Jakim
sklepem?
O, Boże. Wiedziałam.
Ja: Reid!
Jesteśmy umówieni na zakupy.
Reid: Kto
pisze? Nie znam tego numeru.
Zabiję
go.
Ja:
Zabawne.
Widzimy się za dziesięć minut.
Reid:
Poważnie,
stalking jest karalny. Zalecam, żeby znalazła sobie pani innego pana do
prześladowania.
Ja:
Pamiętaj,
że wiem, gdzie mieszkasz. W dodatku cię karmię, a nic nie brzmi lepiej w
konteście zemsty niż środki na przeczyszczenie.
Reid:
Wygrałaś,
moja zła przyjaciółko.
Prycham i ruszam ulicami Chicago ze słuchawkami w
uszach. Dzień jest taki przyjemny. Pogoda nam sprzyja jak na październik i nie
mogłabym być szczęśliwsza. Mam na sobie gruby sweter, a dzięki temu, że świeci
słońce, wydaje się, jakby było z pięć stopni cieplej niż jest w rzeczywistości.
Myślę o każdej mijanej kobiecie i zastanawiam się,
czy któraś byłaby dla niego tą jedyną. Oceniam ich rysy twarzy, to, czy się
uśmiechają, gdy je mijam, ich wzrost, wagę i całą postawę. Liczę na to, że
poczuję jakiś impuls, że to właśnie „ta” kobieta.
Ta, która zmieni jego podejście do małżeństwa, poszerzy jego horyzonty. Tak jak
powiedziała mama. Ona wierzy, więc dlaczego ja bym nie miała?
Wtedy Reid by się ożenił, a ja zaszłabym w ciążę.
Jednak w każdej kobiecie, którą mijam, jest coś nie
tak. Zaczynam się zastanawiać, czy może nie byłam zbyt surowa w ocenie kandydatek
z bazy?
Dlaczego
nie są wystarczające, żeby mu je chociaż pokazać? Dlaczego jestem taka
wybredna? Może polubiłby którąś z nich. Może umówiłby się z dziewczyną, która
nie jest mistrzynią w literowaniu, a ja po prostu za bardzo go demonizuję?
Zanim dochodzę do jakichkolwiek wniosków,
wpadam na kogoś i prawie lecę na tyłek.
– Cholera!
Przepraszam.
Reid
chroni mnie przed upadkiem i uśmiecha się szeroko.
– Wills.
Wiedziałem, że w końcu padniesz mi do stóp.
– Ta.
Chciałbyś.
– Nic
ci się nie stało? – Trzyma mnie za ramiona, chroniąc przed upadkiem.
Kiwam
głową i w końcu łapię równowagę.
– Tak,
zamyśliłam się.
– Twój
umysł musi być przerażającym miejscem.
– Byłby
jeszcze bardziej przerażający, gdybyś się nie pojawił.
Kręci
głową i otwiera duże szklane drzwi do sklepu.
– Panie
przodem.
– Dziękuję,
miły panie. – Zachwycona jego manierami, dotykam ramienia Reida. Gdy go mijam,
daje mi klapsa w tyłek.
Rzucam
mu przez ramię złowrogie spojrzenie.
– A
mówi się, że rycerskość wymarła.
– To
za grożenie mojemu jedzeniu środkiem na przeczyszczenie. Nigdy nie mieszaj w
nasze sprawy jedzenia.
Pokazuję
mu środkowy palec z postanowieniem, że zemszczę się inaczej.
Zresztą,
przez najbliższe pół roku będę nadzorować jego randki.
Po
godzinie narzekania w wykonaniu Reida, w końcu wybieramy trochę rzeczy, które
nie są koszulkami ze Spidermanem i dresowymi spodniami. Przysięgam, że czasami
jest najtrudniejszą osobą, jaką znam.
Kupujemy
rzeczy eleganckie, ale nadające się do noszenia na co dzień. Takie, które będą
dobre na pierwsze spotkanie i zrobią wrażenie na kobiecie. Nikt nie chce
umawiać się z niechlujem, którym Reid naprawdę nie jest. Po prostu czasami bywa
dziecinny. Dla mnie jest to ujmujące i zabawne, ale inne kobiety mogą tak tego
nie odbierać.
– Co
dziś robimy? – pyta, gdy wychodzimy ze sklepu.
– Ja
pracuję. Muszę ci znaleźć jakąś seksowną randkę.
Jęczy
pod nosem.
– Dlaczego
mnie nienawidzisz?
– Bo
będziesz potrzebował towarzystwa, gdy już urodzę dziecko…
– Zrobione
pipetą przez jakiegoś palanta.
Prycham.
– Gdy
to się stanie, a ja zostanę mamą, wiele się dla nas zmieni. Nie nienawidzę cię,
po prostu chcę twojego szczęścia.
Reid
zaczyna rozluźniać krawat, co oznacza, że czuje się niezręcznie i nie chce o
tym rozmawiać. Może moja mama miała rację. Może trzymamy się ze sobą, bo jest
nam tak wygodnie?
Reid
to świetny facet. Ma wszystko to, czego najczęściej chcą kobiety. No, poza tym,
że spaliłby nawet wodę i nie lubi dzielić się pilotem. A jednak jest sam. Wiem,
że Glinda okazała się suką, ale to było wiele lat temu. Od tamtego czasu
spotyka się z najgłupszymi dziewczynami, jakie tylko mógł znaleźć, żeby tylko
się nie zaangażować. A resztę czasu spędza ze mną.
Bóg
wie, że nigdy nie przyznałabym mamie racji, ale tym razem… muszę.
– Nasze
życie się zmieni, Reid. Musimy w
końcu zrozumieć, że pora dorosnąć.
– Uważam,
że jesteśmy zajebiście dorośli. Poza tym oboje wiemy, że nie chcę mieć żony.
Nie chcę stać się taki jak mój popieprzony ojciec.
Przygryzam
wargę. Tak trudno jest mi patrzeć, gdy karze siebie za coś, co jest nieprawdą.
Jego ojciec to człowiek zimny i zdystansowany. Reid z kolei jest uroczy i pełen
ciepła. Przyjął do siebie swojego brata, Leo, choć nikt go o to nie prosił.
Chciałabym, żeby stał się mniej samokrytyczny.
– Któregoś
dnia obudzisz się i zrozumiesz, że ty i Vince Fortino to dwie zupełnie różne
osoby.
– Jakby
nie patrzeć, mamy te same geny.
Dotykam
jego ramienia.
– Reid,
może to i prawda, ale twoje serce jest zupełnie inne.
– Glinda
twierdziła coś odwrotnego.
Niech
nawet nie zaczyna z tą suką.
– Glinda
była idiotką. Nadal nią jest.
Uśmiecha
się i widzę, że próbuje ukryć ból.
– Może,
ale jeśli się nie ożenię będę miał stuprocentową pewność, że nie spieprzę życia
żadnej kobiecie.
– Nigdy
bym nie pomyślała, że boisz się zaryzykować.
– Tu
nie chodzi o ryzyko, Willow. To pewna porażka. A ja się z tego wypisuję. Poza
tym, dlaczego tak nagle chcesz się mnie pozbyć? – Dźga mnie łokciem w żebra.
– Nie
chcę – protestuję.
– To
dobrze. Bo lubię nasze życie takim, jakie jest. Ty nie?
Nie
wiem, jak mu odpowiedzieć. Z jednej strony też nie chciałabym nic zmieniać.
Zawsze wiedziałam, że jak już któreś z nas znajdzie swoją drugą połówkę,
zniknie nasza więź. Ale z drugiej – świadomość, że może się to stać prędzej niż
później, jest naprawdę smutna. Nieważne, że to oznacza, że wtedy osiągnę swój
cel i zostanę mamą.
Uwielbiam
moje życie z Reidem. Uwielbiam to, jak łatwa jest nasza przyjaźń, uwielbiam
brak wymagań i oczekiwań. Naprawdę jest moim najlepszym przyjacielem. Jednak,
jeśli się ożeni, będzie należał do kogoś innego. A moim priorytetem, gdy już
urodzę, stanie się dziecko.
Ale
życie musi toczyć się dalej, prawda?
– Chcę,
żeby nasze życie się zmieniło, Reid – przyznaję. – Chcę zacząć kolejny etap,
wychować dziecko i mieć… coś.
Zatrzymuje
się i patrzy na mnie.
– Przecież
masz coś. Nas.
Patrzę
w jego niebieskie oczy i kładę rękę na jego piersi.
– Wiem,
że mam nas. Jesteś moim najlepszym przyjacielem i naprawdę cię kocham. Zawsze
będę cię kochać. I chcę, żebyś był przy mnie. Ale…
– Ale
chcesz mieć pipeciątko.
– Co?
– Dziecko
robione pipetą.
Wzdycham
głośno.
– Właśnie
dlatego nie możemy prowadzić poważnej rozmowy. Jesteś dziecinny.
Przyciąga
mnie do siebie.
– Widzisz?
Nie potrzebujesz dziecka, masz mnie.
Jęczę
i uderzam głową w jego klatkę piersiową. Marzę, żeby przenieść się do miejsca,
gdzie mężczyźni nie są głupi.
Reid
nie musi tego rozumieć, wystarczy mi jego wsparcie. Mam nadzieję, że jak już
znajdę miłość jego życia, przestanie go obchodzić sposób, w jaki zajdę w ciążę.
Wtedy
oboje będziemy zwycięzcami.
Prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz