Rozdział 3
Porozmawiajmy
– Dzień dobry – powiedziała
grzecznie ekspedientka, mierząc wścibskim wzrokiem, który nijak nie pasował do
tonu jej głosu, dwójkę nieznajomych.
W takich miasteczkach wszyscy się znają przynajmniej z
widzenia, co znaczy, że każde pojawienie się kogoś nowego wzbudza ciekawość –
zwłaszcza u kobiet w konkretnych zawodach, mających częsty kontakt z
mieszkańcami.
– Dzień dobry… – Feliks podszedł do lady. – Dostanę tu kawę? – zapytał,
szukając wzrokiem jakiejś maszyny, tak często spotykanej w sieciówkach czy na
stacjach benzynowych w dużych miastach.
– Tak, stoją na półce – odparła nieuprzejmie z nutką
złośliwości sprzedawczyni, jakby urażona, że musi odpowiadać na pytanie. Palcem
wskazała na regał, gdzie w rzędach stały paczki z kawą.
– Nieważne… – Inspektor sięgnął po odznakę. – Nazywam się
Feliks Struner. – Z przyzwyczajenia pominął swój stopień. Pokazał odznakę.
– Chodzi o to zamieszanie na rynku? Co tam się stało?
Ekspedientka była wyraźnie zaciekawiona. Stała się milsza i bardziej
uprzejma. Dla Feliksa zabrzmiała niczym babcia próbująca nakłonić wnuczka, by
przyznał się, co wywinął.
– Pozwoli pani, że to ja zadam jej kilka pytań? – rzucił
poirytowanym głosem, a jego spojrzenie ustawiło kobietę do pionu.
– Proszę pytać – bąknęła, wracając do tonu zmęczonej i
niechętnej do rozmów osoby.
– Kto stał wczoraj wieczorem za ladą? – Struner wyciągnął
mały notesik ze swojej kurtki. Poklepał się po kieszeniach, lecz niczego więcej
nie znalazł.
– Złotówka – oznajmiła sprzedawczyni, trzymając w dłoni długopis.
Feliks wymusił uśmiech i zapłacił.
– A zatem… kto stał za ladą? Może pani też od razu powiedzieć,
kto zaczynał poranną zmianę – dodał, wiedząc, że zabójca mógł się kręcić po
rynku znacznie wcześniej.
– Wieczorem pracowała Gosia, a rano byłam ja – odrzekła od
niechcenia kobieta.
– Małgorzata, tak? A nazwisko? I gdzie możemy ją znaleźć? –
dopytywał Feliks.
– Proszę to dać. – Ekspedientka spojrzała na notes i długopis.
Podał jej zeszyt, a ona zapisała na nim dane koleżanki.
– Może pani dodać też swoje dane?
Kobieta wbiła w niego wzrok.
– Wystarczy telefon i nazwisko, gdybyśmy chcieli jeszcze
o coś zapytać – wyjaśnił uprzejmie, nie chcąc jej do siebie zrazić.
– Proszę, napisałam numer, ale wolałabym, żeby pan nie
dzwonił. Wiecie, gdzie pracuję, więc tutaj możecie mnie wypytywać – oznajmiła
sucho.
– Dziękuję. Czy widziała może pani wczoraj kogoś
nieznajomego? Twarz, której pani nie rozpoznała? Kogoś, kto zapadł pani w pamięć?
– Feliks zasypał ją pytaniami, mając dosyć odpowiedzi w stylu „odwal się”.
Rozejrzał się po sklepie, by sprawdzić, gdzie jest jego
partnerka. Zobaczył, że rozmawia z jednym z klientów. Z jego perspektywy
wyglądało na to, że Maria radzi sobie znacznie lepiej.
– Kogoś dziwnego? Widzimy takich codziennie. Młodzież
stojącą przy autach, słuchającą muzyki i ubraną jakoś tak… nie wiem… Gdzie są
ich rodzice? – Ekspedientka wyraźnie się pobudziła.
Krytykowanie innych sprawiało jej radość, zwłaszcza gdy
mówiła o głośnym zachowaniu i braku szacunku dla starszych. W połowie tyrady Feliks
przestał jej słuchać, zapisując jedynie pojedyncze słowa.
– A wcześniej? – przerwał jej wywód o niewdzięcznych
bachorach, ciągnących pieniądze od rodziców, którzy zajmują się nie wiadomo
czym. – Chodzi mi raczej o kogoś nowego. Albo kogoś dawno niewidzianego w
Pobiedziskach. Spotkała pani taką osobę?
W głowie słyszał tylko jedno słowo: echo głosu policjanta,
który wspomniał o Zabawkarzu.
– Nie wydaje mi się… Zapamiętałabym nową twarz, nową
osobę, gdyby się dziwnie zachowywała – powiedziała z lekką dumą sprzedawczyni.
Spojrzała na Marię, która odchodziła właśnie od klienta. – Ta pani wydaje się
znajoma, przynajmniej trochę… – dodała zamyślona.
– Kiedyś tu mieszkałam, w tym miasteczku – odparła Maria,
stając obok Feliksa.
– Może się pan jeszcze raz przedstawić? – poprosiła
sprzedawczyni, ignorując kobietę.
– Feliks Struner. – Podaj jej wizytówkę. Nie miał ich już
zbyt wiele. – Na tę chwilę to chyba wszystko. A nie… Z kim moglibyśmy
porozmawiać? Tyle tu sklepów… – Udał nierozgarniętego.
Sprzedawczyni popatrzyła na nich trochę podejrzliwie.
– Jest jedna kobieta… – powiedziała po chwili. – Starsza pani, jakoś po
sześćdziesiątce – dorzuciła, lustrując inspektora.
Maria zerknęła z zadowoleniem na Feliksa, który zrobił
zniesmaczoną minę. Jego partnerka nie miała sześćdziesiątki, ale on już ją
przekroczył. Biorąc pod uwagę definicję ekspedientki, był starszym panem, co
nie bardzo przypadło mu do gustu.
– Tak? – Podszedł bliżej, udając, jakby wzmianka o wieku
go nie dotknęła.
– Mieszka w kamienicy obok. Dzieciaki, tfu, te gnojki
nazywają ją „rynkowym monitoringiem”. Często wygląda przez okno, nieraz wzywała
policję do tych… – Kobieta ugryzła się w język, by nie zakląć. – Nie wiem, jaki
to numer mieszkania, ale jest na drugim piętrze. Pewnie siedzi tam od rana, jak
tylko się pojawiliście – stwierdziła bez większej sympatii. – Raz widziałam… –
Na jej twarzy przez moment pojawił się uśmiech. – Raz widziałam, jak rzuciła
mąką w tych głośnych…
– A jak się nazywa? – weszła jej w słowo Maria, trochę
znudzona tymi opowieściami.
– Nie mam pojęcia. To dziwne, bo bywa tutaj codziennie,
ale nigdy z nikim nie rozmawia… Nawet „dzień dobry” nie odpowie – żaliła się
sklepowa na tajemniczą kobietę z okna. – Ale nie nękajcie jej czasem … Jest,
jaka jest, ale to nie jej wina.
– Co ma pani na myśli? – zaciekawił się Feliks.
– To jedynie plotki, mówi się jednak, że dawno temu
straciła kogoś bliskiego. Chyba córkę. Nie wytrzymała tego… Choć i tak staro
została matką, miała wtedy prawie czterdziestkę. – Jej nastawienie się zmieniło. Widocznie
lubiła opowiadać różne plotki, jeśli ktoś chciał jej słuchać.
– Straciła córkę? Jak to się stało? – Maria wymieniła spojrzenie
z partnerem.
– Tego nie wiem, ale podobno to była jakaś głośna sprawa…
– A córka jak miała na imię? – zapytał Feliks, mimo że
nie spodziewał się odpowiedzi.
Kobieta pokręciła głową.
– To smutne, że tak szybko o niej zapomniano – wyszeptała,
a jej głos stracił wcześniejszy entuzjazm.
– Dziękujemy bardzo. Proszę dzwonić, jeśli pani sobie coś
przypomni – powiedział Feliks, nieznacznie się ukłonił i wyszedł.
– Do widzenia – pożegnała się Maria, posyłając lekki uśmiech
w stronę ekspedientki.
– Do widzenia – mruknęła niechętnie kobieta i obrzuciła ją
nieprzychylnym spojrzeniem.
– Myślisz, że ta córka… była jego ofiarą? – zagaiła Maria,
kiedy szli po schodkach.
Jej wzrok automatycznie powędrował ku wierzbie płaczącej,
gdzie policjanci powstrzymywali gapiów, zanim nie przyjedzie zespół
sprzątający.
– Kurwa, tego się właśnie boję… – odrzekł Feliks. – Mieszkałaś tutaj,
powinnaś wiedzieć, jak rzadko dochodzi do zbrodni w takich miasteczkach. A jeszcze
mniej się ich zapamiętuje – dorzucił, również patrząc na wierzbę, skupiony był
na falujących liściach i kroplach deszczu, ciągle roszących imponujący pomnik
przyrody.
Schodząc z ostatniego stopnia, wpadł na kobietę, która
właśnie miała wejść do sklepu.
– Och, przepraszam bardzo – powiedział szybko. – Wszystko
w porządku?
I wtedy zaniemówił.
– Tak, tak, dzięk…
Kobieta urwała nagle, a jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia.
Nie mogła wydać już z siebie żadnego dźwięku.
– Wszystko dobrze? – Maria była lekko zdezorientowana.
Patrzyła to na Feliksa, to na stojącą obok nieznajomą. Szybko
pojęła, że ta dwójka się znała, i to od dawna. Nie była chyba dotąd świadkiem tak
niezręcznej sytuacji. Obserwowanie jej dawało Marii nawet pewną satysfakcję,
którą jednak dobrze ukrywała.
– Tak, tak… – rzucił cicho, patrząc już tylko na tajemniczą osobę.
– Co tu robisz? – odezwała się w końcu zszokowana. W jej głosie
słychać było dużo złości. – To dlatego? – Wskazała brodą na wierzbę, którą
policjanci wzorowo otoczyli i nie dopuszczali zaciekawionych mieszkańców.
– Pracuję… A co ty tu robisz?! – Nie krył zdziwienia.
– Nie powtarzaj po mnie, nie jesteśmy w przed… – Kobieta zamilkła, spoglądając w dół.
Dopiero wtedy śledczy zauważyli chłopca, trzymającego ją obiema
rękami za dłoń. Był wystraszony.
– Mieszkam tu – wyjaśniła kobieta, nie chcąc, by syn
jeszcze bardziej przestraszył się jej wrogo nastawioną postawą. – Od dawna… Ale
skąd mógłbyś o tym wiedzieć, prawda? – Przeszyła Strunera tak bardzo podobnym
do jego własnego wzrokiem. Poczuł to, co czują inni, gdy inspektor wbija w nich
swoje przewiercające na wylot spojrzenie.
– Możesz wyjechać na jakiś czas? Do swojej matki? –
zapytał głosem pasującym raczej do nastolatka niż do mężczyzny w kwiecie wieku.
– Co? Nie! I zacznij wymawiać jej imię. To jest dziwne… Była
przecież twoją żoną.
– Ale tu nie jest…
– Bezpiecznie? – przerwała mu. – A gdzie jest? Złapcie,
kogo tam macie złapać, i wyjedź stąd. Wyłącznie do tego się nadajesz, do
uciekania. I przestań udawać, że nagle ci zależy. – Kobieta walczyła sama ze
sobą, by nie zacząć krzyczeć, tym bardziej że wokół kręciło się coraz więcej
ludzi. – Chodźmy, synku. – Ton jej głosu zmienił się nie do poznania, w jednej
chwili stał się ciepły i łagodny.
Łypnęła gniewnie na Feliksa, po czym weszła z dzieckiem do
sklepu.
Zanim zamknęły się za nią drzwi, Maria usłyszała jeszcze
pytanie chłopca:
– Kim był ten pan?
– Nikim waż… – Resztę odpowiedzi zagłuszył trzask drzwi.
Maria zwróciła się do partnera.
– Czy to była…?
– Tak, moja córka. Z pierwszego małżeństwa, moje
najstarsze dziecko… – odrzekł, wymuszając uśmiech, który skrywał wielkie pokłady
bólu i wyrzutów sumienia.
Twarz syna jego córki była mu kompletnie nieznana. Obca. Nie
widywał wnuka, zadbała o to matka dziecka. Oglądał go tylko na jednym zdjęciu Małgorzaty,
tym profilowym, gdzie chłopiec mógł mieć pięć lat, a teraz… Teraz był starszy.
Jeśli Feliks się nie mylił, minęło około sześciu lat, odkąd fotografia pojawiła
się na profilu córki. W dodatku nie była zbyt wyraźna. Można by rzec, że
dopiero tego dnia dowiedział się, jak bardzo jego wnuk podobny jest do swojej
mamy. A to przypomniało mu czasy, kiedy jego córka była w tym wieku i kiedy
wszystko się między nimi spieprzyło.
– I nie wiedziałeś, że tutaj mieszka? – zdziwiła się
Maria.
Feliks pokręcił głową.
– To popieprzone, nawet jak na ciebie – stwierdziła
cicho, bez ironii, lecz z faktycznym współczuciem.
– Wiesz, nie byłem ojcem roku.
– Chcesz o tym pogadać? Wiesz, że ta kobieta nie
ucieknie, nie? A lepiej, żebyś był w pełni skoncentrowany na sprawie… Zwłaszcza
tej. – Maria podeszła bliżej do partnera. – Nie musisz ze mną, ale może chcesz
porozmawiać z córką? – dodała szybko, kiedy się trochę cofnął.
– To nic nie da, żadna rozmowa tu nie pomoże. Zresztą ona
i tak by mnie nie posłuchała. Już w dzieciństwie miała swoje zdanie na każdy
temat. Nikt nie potrafił na nią wpłynąć. Ona wie swoje i koniec – odpowiedział
całkowicie spokojnie Struner. – Kurwa, córka nauczyła mnie więcej niż ja
kiedykolwiek ją. – Spojrzał na uśmiechniętą Marię. Odchrząknął. – Ale mniejsza
z tym, wróćmy do sprawy. Jedyne, co mogę teraz zrobić, to złapać tego… – Westchnął
głęboko. – Tylko tak ją ochronię, nawet jeśli nie chce mnie znać.
– To bardzo… ojcowskie z twojej strony. Miło zobaczyć, że
nie zmieniłeś się pod tym względem przez te wszystkie lata – powiedziała szczerze
i ciepło Lipan, wciąż nieznacznie się uśmiechając.
– Chodźmy – rzucił ostro Feliks, chcąc przerwać tę
przyjazną wymianę zdań, tak bardzo nie w jego stylu.
Przeszli kilka kroków dalej. Stare drewniane drzwi u szczytu
schodów właśnie się otworzyły. Wyszła z nich młoda dziewczyna, która bez słowa przemknęła
obok nich. Feliks spojrzał na nią lekko zdziwiony, po czym znów zwrócił się ku
drzwiom.
– I co, tak sobie poszła? Nawet nie zakluczyła – wymamrotał
do siebie.
– To nie Poznań, tutaj znasz swoich sąsiadów, a kamienice
zamyka się tylko na noc – odrzekła Maria i dorzuciła, zanim inspektor zdążył
coś odpowiedzieć: – Mieszkałam w tym mieście, nie zapominaj, więc wiem o nim trochę
więcej niż ty.
– Skoro tak mówisz… Nikt zresztą jeszcze nie wie, co się
stało, inaczej wątpię, żeby byli tacy dla siebie otwarci. – Feliks zaczął
wchodzić po schodach.
– Trochę więcej wiary w ludzi… – mruknęła cicho Maria, tak aby nie
usłyszał.
Ruszyła za Strunerem. Tuż przed zniknięciem za drzwiami,
spojrzała w stronę sklepu, gdzie zauważyła wpatrującego się w nią małego
chłopca. Obdarzyła dziecko uśmiechem, a ono go odwzajemniło, po czym szybko się
schowało.
– Mówiła o drugim piętrze? – zapytał retorycznie Feliks,
co zdarzało mu się dość często.
– Twój wnuk wygląda na fajnego dzieciaka – zagadnęła
partnerka, gdy wspinali się po zniszczonych stopniach w kamienicy.
– To pewnie dlatego, że nigdy nie poznał swojego dziadka
– odparł, rozglądając się po ścianach, które dawno nie widziały nowej farby.
Każdy krok niósł się echem po całym budynku, każdy był głośny
i irytujący, a po dotknięciu palcami oskrobanej poręczy zostawały na ręce resztki
brązowej farby.
– A może właśnie jest podobny do niego… – zastanawiała
się zaintrygowana Lipan.
– Lepiej nie. Lepiej, żeby ani trochę nie był do mnie
podobny – oświadczył Feliks. Zatrzymał się na chwilę i zerknął na swoją dłoń.
Była cała w płatkach zaschniętej farby. – Zabytkowa kamienica, taa… Też mi zabytek!
– skomentował i ruszył dalej, teraz już z dala od poręczy.
– Dwa mieszkania. Od którego zaczynamy?
– Od tego. – Wskazał na drzwi po prawej stronie.
Zapukał. Echo uderzeń rozbrzmiało na całą kamienicę. Nikt nie
otwierał, więc znowu zastukał. Nasłuchiwali, czy z mieszkania nie dojdzie do
nich odgłos kroków. Policjant zapukał trzeci raz, lecz wciąż panowała cisza,
którą zakłócały jedynie skrzypnięcia desek, gdy Feliks przenosił ciężar ciała z
jednej nogi na drugą.
– Pewnie pracują… – zgadywała Maria.
– Tak, zapewne – przytaknął. – Trudno, tych przesłuchają
miejscowi, a kobieta musi być…
– Tutaj – dokończyła za niego Maria, która pierwsza stanęła
przy drzwiach drugiego mieszkania.
Tym razem to ona zapukała. Dziwne, bo jej uderzenia były
znacznie głośniejsze od tych Feliksa. Zanim spróbowała ponownie, usłyszeli stąpnięcia,
jednak drzwi pozostawały zamknięte. Nikt się nie odzywał. Feliks kiwnął głową,
a Maria zapukała jeszcze raz, i jeszcze jeden.
– Nie dostaniecie żadnych pieniędzy, idźcie sobie – odezwał
się wreszcie damski, trochę ochrypły głos.
Następnie usłyszeli ciężki kaszel, a kiedy ustał, kobieta
dodała:
– Nic od was nie kupię. Zmykajcie stąd, łotry!
Maria wytrzeszczyła na Feliksa oczy i bezdźwięcznie
powtórzyła: „Zmykajcie”. On był równie zdziwiony. Tak odgania się dzieciaki, a
nie, jak wcześniej ich sklasyfikowała, ulicznych żebraków. Maria znów zapukała.
– Jesteśmy z policji – wyjaśnił inspektor. – Nazywam się
Feliks Struner. Chcemy zadać pani kilka pytań. Nie zajmiemy dużo czasu.
Powtórnie usłyszeli kroki. Kobieta zapewne podeszła do judasza,
by spojrzeć na nich kolejny raz. Zareagowali bardzo szybko i ich odznaki
znalazły się w zasięgu jej wzroku. Drzwi jeszcze przez chwilę pozostawały
zamknięte, jakby kobieta po drugiej stronie próbowała ocenić prawdziwość ich
blach. W końcu rozbrzmiał dźwięk przekręcanego klucza. Klamka wolno się poruszyła.
– Dziękujemy. – Maria skinęła lekko głową.
Już za czasów ich wspólnej służby była tą, której ufali świadkowie.
To ona podczas przesłuchań emanowała empatią i zrozumieniem, czego nierzadko brakowało
Feliksowi. Był najczęściej „złym gliną”, wspominanym niemal w każdym filmie
kryminalnym, choć Maria umiała być gorsza, jeśli tylko tego chciała. Teraz
jednak, kiedy zobaczyli kobietę, która otworzyła im drzwi, zarówno jedno, jak i
drugie ogarnęło współczucie.
Gospodyni zmierzyła ich wzrokiem, jak gdyby w ogóle nie
spojrzała wcześniej przez wizjer. Patrzyła na nich przez chwilę, po czym
odsunęła się z przejścia i pozwoliła im wejść do mieszkania. Była niska i nie miała
więcej niż metr sześćdziesiąt, jak szybko ocenił Feliks. Mimo że byli w
podobnym wieku, a inspektor zestarzał się dość widocznie, kobieta i tak wyglądała,
jakby była co najmniej o dziesięć lat starsza. I Maria, i Feliks nie mogli nie
pomyśleć, że to wynik jej stanu psychicznego po stracie córki, o której mówiła
ekspedientka. Struner, będąc ojcem, potrafił ją zrozumieć, chociaż nie umiał utrzymać
kontaktu z dwójką własnych dzieci. Maria w ogóle nie myślała o potomstwie, więc
matczyny instynkt był jej obcy, dlatego też tak bardzo odpychał ją widok starszej
pani. Była przygarbiona, bardzo zaniedbana, a jej krótkie siwe włosy
przypominały raczej nieudaną perukę. Policjantka natomiast szczyciła się
pięknymi włosami, które skutecznie ją odmładzały.
Kobieta przywitała ich w stroju, którego funkcjonariuszka nie
potrafiła sklasyfikować. Nie wiedziała, czy to koszula nocna, czy może jakiś
dziwny strój sprzed lat. Wiedziała jedynie, że był szary, w kwiaty i kompletnie
pozbawiony stylu. Mógł nawet dodawać kilka lat. Już gdy właścicielka mieszkania
otwierała drzwi, Lipan odniosła wrażenie, jakby staruszka miała się na ich
oczach rozpaść. Dopiero kiedy ruszyła z nimi w głąb mieszkania, Maria
odetchnęła z ulgą, ponieważ gospodyni poruszała się całkiem sprawnie.
Śledcza szybko pożałowała, że towarzyszyła Feliksowi w przesłuchaniu.
Przekroczywszy bowiem próg dużego pokoju, uderzyła w nią straszliwa woń. Nie
wyczuwała jej ani na korytarzu, ani na klatce, co było dziwne, bo zapach był
ostry i intensywny, do tego odpychający. Struner też go poczuł, ale nie miał aż
tak wrażliwego nosa jak Maria, więc łatwiej mu przyszło nie dać po sobie
niczego poznać.
– Napijecie się czegoś? – Głos kobiety brzmiał przyjemnie,
jednak kryła się w nim nieufność.
– Dziękuję, woda wystarczy – powiedział Feliks, nie chcąc
jej obrazić odmową.
„Starsi ludzie lubią być dobrymi gospodarzami, trzeba jej na
to pozwolić”, pomyślał. Maria z kolei pokiwała głową, unikając otwierania ust w
pomieszczeniu, które zapachem przypominało jej wizyty w kostnicy.
– Możemy usiąść? – spytał inspektor. – Pani…?
Kobieta nie odpowiedziała. Milczenie uznali za zgodę. Usiedli
na kanapie, z której uniosła się chmura kurzu.
– Różo – przemówiła w końcu.
– Różo…? A nazwisko? – dopytała Maria.
– Po prostu „Różo”.
Do niewielkiej kuchni prowadził krótki ciemny korytarz. Widzieli,
jak staruszka postawiła czajnik na gazie, by zrobić herbatę, a Feliksowi nalała
szklankę wody z kranu.
Po lewej stronie od drzwi wejściowych znajdowała się mała
toaleta i pokój, po prawej zaś salon, którym można było przejść do sypialni. To
do salonu wprowadziła ich wcześniej.
Nie było to duże pomieszczenie, choć w porównaniu do warunków,
w których Feliks żył od kilku ostatnich dni, wydało mu się ogromne – również
dzięki niewielkiej liczbie mebli. Między dwojgiem drzwi stała komoda z nadstawką
w roli biblioteczki, z trzema zakurzonymi książkami. Jedna, najbardziej
zakurzona, to z pewnością Biblia – podstawowy atrybut polskich seniorek.
Naprzeciw ustawiono dwuosobową kanapę, przed którą stała
rozkładana ława. Leżał na niej album, bardzo stary, ale za to starannie
wyczyszczony. Wykonany był z brązowej skóry, w wielu miejscach poprzecieranej,
a na jego środku widniały dwie litery: „A” i „R”. Funkcjonariusze domyślali się,
czyje to inicjały – zapewne jej córki.
Maria rozglądała się wokół. Spostrzegła w kątach liczne
pajęczyny, a na podłodze dziury po kafelkach, niezasłonięte przez dywan. W rogu
pokoju stał fotel, sinozielony z brązową narzutą. Kanapa, na której siedzieli,
być może miała podobny kolor, lecz pokrywała ją warstwa kurzu, więc stała się po
prostu szara, straciła jakikolwiek oryginalny odcień.
Feliks nie błądził wzrokiem po salonie, wbijał natomiast spojrzenie
w podniszczony dziennik. Leżał przed nim, otoczony pokładami kurzu, na
wyciągnięcie ręki, jakby prosił o zerknięcie w głąb jego tajemnic.
Wystarczyłoby jedno zdjęcie – i już by wiedział. Miałby pewność, czy życie córki
tej starszej kobiety zabrał Zabawkarz. Stary glina mógł nie pamiętać twarzy
wielu ofiar, świadków czy szumowin, które zamykał, ale z tamtej sprawy pamiętał
każdą dziecięcą buzię, znajdowaną razem z Marią i miejscową policją. Już miał
wyciągnąć rękę po album, gdy w mieszkaniu rozbrzmiał gwizdek czajnika. Feliks wyprostował
się, jakby został przyłapany na gorącym uczynku. Maria spojrzała na niego
zdziwiona, a wtedy do pokoju weszła Róża.
Trzymała w rękach tacę z dwiema filiżankami herbaty, szklanką
wody oraz czekoladowymi ciasteczkami na małym talerzyku. Postawiła tacę na
stole, a następnie jedną z filiżanek przed Marią i szklankę przed Feliksem. Między
nimi znalazł się talerzyk z ciasteczkami. Drugą filiżankę ustawiła przed sobą.
Zaniosła tackę do kuchni, by po chwili wrócić z taboretem. Usiadła na nim
dumnie, gotowa do rozmów. Widząc, jak stołek zaczął niebezpiecznie się bujać, Maria
aż zerwała się na równe nogi. Kobieta jednak zdawała się tym nie przejmować,
założyła nawet nogę na nogę, popisując się umiejętnością utrzymania równowagi.
Sięgnęła po swoją filiżankę.
– W czym mogę państwu pomóc?
– Dziękuję – wykrztusił Feliks, wziąwszy szklankę i
spostrzegłszy na niej liczne ślady dłoni, a przy krawędzi także i szminki.
Wziął łyka w miejscu, gdzie naczynie wydawało się najczystsze.
Maria kiwnęła tylko głową i napiła się herbaty, nie zwracając
uwagi na ostrzegawczy wzrok partnera.
– No, to czego chcecie? – Ton miłej staruszki zmienił się
diametralnie. Zabrzmiał jak ten podczas przepędzania ich spod drzwi.
– Przejdźmy zatem do rzeczy – zaczął Feliks. – Czy ma
pani z mieszkania widok na rynek?
Chciał zdradzić jak najmniej, a najlepiej w ogóle nie
wspominać o pluszowym misiu, który mógłby wywołać przykre wspomnienia, choć inspektor
w zasadzie nadal nie wiedział, czy córka kobiety była jedną z ofiar Zabawkarza.
W takich właśnie chwilach żałował tego, jak rozpoczął karierę,
jak podchodził do niej w młodości. Kozioł… Przeklęte przezwisko – przeklęty i on.
– Tak – odpowiedziała głośno. – Z pokoju An… Z małego
pokoju. – Wbiła wzrok w album na stole.
– Wszystko w porządku? – upewniła się Maria i odłożyła
filiżankę.
Wykorzystując rozkojarzenie gospodyni, wytarła usta w rękaw. Miała
w nosie, że czerwień szminki zostanie na materiale, chciała jak najszybciej
zetrzeć z warg smak brudnej porcelany.
– Jak miała na imię? – zapytał Feliks, co poruszyło nawet
Marię, która spojrzała na niego rozgniewana. – Jak miała na imię pani córka?
Kobieta uniosła wysoko podbródek i spojrzała na niego ze
spokojem.
– Aniela – odrzekła łamiącym się głosem. – Moja mała
Anielka.
Na krótki moment jej oczy się zaszkliły. Kiedy zdała sobie z
tego sprawę, wzięła łyk herbaty i szybko zmieniła zachowanie.
– Tak, można z mojego mieszkania zobaczyć rynek – burknęła
szorstko, prawie niegrzecznie, porzucając ukazane wcześniej oblicze.
– A czy często pani obserwuje, co się tam dzieje?
Powiedzmy… wieczorami? – kontynuował z uprzejmością przepytywanie Struner.
Maria patrzyła na niego zdziwiona. Zaczęły ją już drażnić dziwne
zmiany nastroju Róży, więc była zaskoczona, że ze wszystkich ludzi na planecie
akurat on zachowywał stoicki spokój.
– Czasami… – Starsza pani unikała wzroku mężczyzny, co mogło świadczyć,
że mijała się z prawdą. Nie umknęło to uwadze Feliksa, a tym bardziej Marii,
która uważnie przyglądała się poczynaniom staruszki.
– Możemy zobaczyć ten pokój? – Inspektor nie ustępował. –
To znaczy widok na rynek… – wyjaśnił szybko, bo kobieta obrzuciła go takim
spojrzeniem, jakby ją co najmniej zwymyślał.
Zerknęła jeszcze na Marię, która wymusiła uśmiech, a potem
znów na Feliksa. Wzięła kolejny łyk herbaty, po czym wstała.
– Proszę za mną – powiedziała dobrze im znanym tonem,
który kazał im raczej wypieprzać z mieszkania, niż gdziekolwiek zapraszał.
Róża podeszła do drzwi i delikatnie chwyciła klamkę, ale jej
nie naciskała. Chwila zawahania nie trwała długo, a mimo to Maria i tak zaczęła
się denerwować. Feliks z kolei nadal zachowywał spokój. Kobieta wyciągnęła z
kieszeni koszuli mały kluczyk. Prędzej przypominał taki do komórki niż do
pokoju, lecz pasował do zamka. Drzwi wyglądały na bardzo stare, choć zostały odmalowane,
w przeciwieństwie do innych, poniszczonych i brudnych. Wzorem bardziej pasowały
do obecnych czasów. Gospodyni przekręciła kluczyk, a w mieszkaniu rozległ się
dźwięk otwieranego zamka. Głęboko westchnęła i nacisnęła klamkę. Drzwi
ustąpiły. Puściła je, by szerzej otworzyły się same. Potem przeszła na bok,
przepuszczając niespodziewanych gości.
Sama nie weszła do pokoju.
– Dziękuję. – Struner przekroczył próg pierwszy, a Maria
tuż za nim, mierząc Różę wzrokiem.
Stała oparta o ścianę. Nie patrzyła ani na funkcjonariuszkę,
ani na pokój, ale w podłogę, ciężko przy tym oddychając. Policjantka
przestraszyła się, że może kobieta dostała zawału. Trwało to jednak tylko parę
sekund, bo gdy weszła do środka, od razu zapomniała o staruszce.
Oboje mieli wrażenie, jakby nagle wrócili do lat
dziewięćdziesiątych. Od ścian i mebli po łóżko, zasłony, a nawet okna i
grzejnik – wszystko było jakby żywcem wyjęte z tamtych czasów. Co dziwniejsze,
wyglądało zupełnie jak nowe, a na meblach czy parapecie nie dostrzegli ani
grama kurzu. Sufit był idealnie biały, a tapeta starannie umyta. Nad ich
głowami wisiał żyrandol, który błyszczał w świetle żarówek niczym najprawdziwszy
diament. Feliks przypomniał sobie, jak sam chciał kiedyś taki kupić, ale z żoną
uznali, że ich na niego nie stać. Z czasem pojawiły się inne lampy, bardziej
modernistyczne, a o tym zapomnieli.
Na ścianie po prawej stronie, przy której stało niewielkie
łóżko, mające nie więcej niż sto pięćdziesiąt centymetrów długości, położono tapetę
w białym kolorze z wypukłymi elementami. Śledczy szybko się domyślił, że wybrano
ją specjalnie dla dziecka, bo pewnie córka lubiła rysować czy bazgrać po
ścianach. To prosty sposób, aby inne ściany w domu pozostawały czyste. Reszta była
różowa w duże kolorowe kwiaty, wśród których przeważały słoneczniki i maki. Przypominały
Feliksowi tapetę, którą sam przyklejał dla swojej córki – zanim się urodziła.
W kącie po lewej stała duża biała szafa z lustrem, a dalej
ustawiono biurko w delikatnym różowym odcieniu. Leżały na nim równo ułożone
książki, zdjęcie oprawione w ramkę, kartka papieru, a obok paczka kredek,
jeszcze nierozpakowana. Pod drewnianym parapetem schowano żeliwny grzejnik, a
okno przysłaniała śnieżnobiała zasłona. Łóżko było pościelone, jakby czekało na
powrót dziecka. Jego metalowe elementy pomalowano na różowo, w odcieniu poszewki
na kołdrę.
Tuż za zagłówkiem łóżka tkwił biały pluszowy miś. Na głowie
miał czerwoną wstążkę. Choć nie przypominał tego, który zawisł na gałęzi wierzby
płaczącej, funkcjonariusze wzdrygnęli się na jego widok. Feliks nawet lekko się
przestraszył, zwłaszcza jego czarnych ślepiów, wpatrujących się w niego z
prawie taką samą zawziętością, z jaką robił to mały pluszak w jego mieszkaniu.
Inspektor pokręcił głową, a gdy znów spojrzał na misia, ten
już nie patrzył na niego, lecz przed siebie, na biurko dziewczynki.
– Ile to potrwa? Co? – usłyszał gniewny głos gospodyni.
Wciąż stała w progu. Taksowała ich spojrzeniem, które
idealnie pasowało do tonu jej głosu.
– Już wychodzimy, tylko zerknę… – Feliks podszedł do okna.
Maria stanęła obok.
– No i widać – oznajmiła cicho.
– Tak, ale czy nocą, w światłach latarni też coś widać? –
zadał sam sobie pytanie Feliks. – Spójrz, tam jest pomnik, zasłaniają go trochę
krzaki, a tej przestrzeni za nim, tam, gdzie znalazłem odcisk, w ogóle nie
można dojrzeć. Jest i budka, no i wreszcie wierzba. To drzewo przeszkadza, ale
widać naszych ludzi – mówił powoli, nachylając się nieznacznie. – W ciemności nie można było dostrzec
sprawcy, nie ma szans. Dopiero przy wierzbie, chociaż też jedynie w konkretnym
miejscu. Był prawie niewidoczny, przynajmniej stąd…
– On… nie wie o monitoringu – przypomniała sobie Maria. –
Nie wie, że go zlikwidowali, więc dlatego ta trasa. To jasne. Mimo że stąd był
niewidoczny, to dla tamtych kamienic był podany jak na tacy. – Wskazała na
pasmo budynków rozciągających się za budką. – Gdyby wiedział o kamerze, to
uznałby, że od strony kościoła byłaby najbezpieczniejsza droga. Odbudowywany
budynek i parking, praktycznie zero mieszkańców, którzy mogliby go dostrzec. Dlaczego
miałby ryzykować? Okej, pomnik i tuje to niezła kryjówka, ale czy on naprawdę
jej potrzebował? – rzuciła pytaniem na zakończenie swojej teorii.
– No dobra, powiedzmy, że ma to sens, jednak nic nam to nie
daje. Że nie jest mieszkańcem, wiedzieliśmy wcześniej… – dumał Feliks,
rozglądając się po rynku, szukając tego, co mógł przeoczyć, będąc zbyt blisko
miejsca zbrodni. Szersza perspektywa dawała większe możliwości.
– A teraz mamy pewność. Chodźmy, nic tu po nas. – Maria przybliżyła
się do partnera, by Róża jej nie usłyszała. – Nawet jeśli go zauważyła, to nie
widziała, kim jest, nie z takiej odległości i nie w nocy.
– Taa… – zgodził się Struner, a jego wzrok powędrował na oprawioną fotografię.
Przedstawiała trzy osoby. Jedną z nich był mężczyzna o
czarnych włosach, który wyglądał dość młodo, lecz przy tym i dosyć poważnie. Ubrany
w białą koszulkę, której krój wskazywał na te same lata co wystrój pokoju, oraz
wyprostowana postawa nadawały mu dostojności. Obok stała kobieta, nieco niższa
i starsza. Feliks uznał ją za bardzo ładną. Miała kasztanowe włosy, lekko
podkręcone na końcówkach, sięgające ramion, a na sobie niebieską sukienkę w
stokrotki, tak przynajmniej inspektor uważał jako laik. Dorośli trzymali dziewczynkę
za ręce. Była ubrana w podobną sukienkę co jej mama, tylko bez kwiatków. W
pasie przewiązano jej białą chustę. W czarnych prostych włosach tkwiła biała
kokardka, pasująca do stroju. Najbardziej zwracała uwagę blada cera dziecka,
ale to mogła być wina starej fotografii. Dziewczynka wyglądała na bardzo
szczęśliwą, tak jak dwoje dorosłych przy niej, choć żadne z nich się nie
uśmiechało.
Ciszę zakłóciło ponowne odezwanie się starszej pani.
– Długo je…
– Przepraszam, ale chciałbym jeszcze zapytać o jedną
rzecz – przerwał jej
Feliks. Róża kiwnęła głową. – Ma pani tu taki piękny widok, co za rynek! Na
pani miejscu chyba codzienne bym go oglądał. A pani? – Spojrzał na kobietę. Wzruszyła
ramionami. – Czy wczoraj albo w jakiś inny dzień… gdy tak pani patrzyła na
miasto, zobaczyła pani kogoś nieznajomego? Tu, na rynku?
Staruszka wpatrywała się w niego.
– Może kogoś dziwnego? – nie dawał za wygraną. – Coś
sobie pani przypomina?
Podszedł do niej, emanując ciekawością. Maria pokręciła jedynie
głową.
– Nie wiem, możliwe… – odrzekła niepewnie Róża.
– Może mi pani o tym opowiedzieć? – poprosił Feliks, a
Maria aż się do nich przysunęła, nie dowierzając, że kobieta chce im coś
wyznać.
– Nie wiem, kim on był. Nie jestem nawet pewna, czy to
był on, czy może ona… – Kobieta
spojrzała w podłogę. – I czy w ogóle kogoś widziałam. Kilka dni temu, w jej
urodziny… byłam tu i spojrzałam przez okno. O, tam… – Wskazała na ruchliwą
ulicę. – Był cały ubrany na czarno… Miał czapkę… Taką z daszkiem. – Jej głos
przepełniały emocje. Skubała z futryny kawałki farby.
– Kim on był? Kim był ten człowiek? – dopytywał łagodnym głosem Feliks.
– To… To nie był człowiek. Widziałam jego oczy i… nadal
je widzę, gdy zamykam swoje. Widzę go! To diabeł. – Przeniosła wzrok na mężczyznę
i spojrzała mu prosto w oczy.
Inspektor zobaczył w nich przerażenie. Nie widział kłamstwa
ani szaleństwa, choć Róża brzmiała, jakby postradała zmysły.
Dostrzegł wyłącznie paraliżujący strach.
Buziaki MrsBookBook 😙
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz