Helena
Nie
mogę przestać płakać. Wysoki dźwięk, który wydobywa się z moich ust, przypomina
wycie psa. Szlocham, zalewając się łzami oraz od czasu do czasu pociągając
nosem. Słone krople moczą policzki, a z nosa cieknie. Jestem w rozsypce.
Gdy celebrant oznajmia z uśmiechem:
„Ogłaszam was mężem i żoną. Może pan pocałować pannę młodą”, moja siostra,
Natalie, rzuca za siebie bukiet. Mimi bez wahania łapie kwiaty, po czym puszcza
oczko tłumowi. Uśmiechnięta Nat staje na palcach, by pocałować świeżo
upieczonego męża. Asher delikatnie chwyta ją za kark, przyciągając do siebie, a
tym samym pogłębiając pocałunek. Nie odrywają od siebie ust. Wyglądają na
takich szczęśliwych.
To piękna scena. Właśnie dlatego wyję.
Patrzę na mężczyznę w średnim wieku, siedzącego obok. Obserwuje mnie, na wpół
zaniepokojony, na wpół wystraszony. Nieco się odsunął. Mimo że szloch nie
ustaje, staram się wytłumaczyć:
– To poproztu akie pie-he-nkne. –
Czkam. – Akiee pie-he-nkne.
Znów tracę nad sobą kontrolę. Zaczynam
płakać jeszcze głośniej.
– Niech ktoś ją wreszcie
wyprowadzi. – Słyszę czyjś poirytowany głos.
Mokra maskara skleja mi rzęsy. Kiedy
zdaję sobie sprawę, że głos należy do mojej siostry, wznoszę oczy do nieba.
Rzuciwszy złe spojrzenie, Nat syczy głośno:
– Serio, przymknij się i przestań
mazać. Wkurzasz wszystkich, idiotko.
Wyciągam drżącą dłoń w jej kierunku.
– Ocham cię. Yglądasz pie-he-nknie.
Ak pie-he-nknie. – Po chwili dodaję: – Tak się cieeeeszę. Okropnieee.
Moja siostra. Ona mnie rozumie. Widzę,
że oczy wypełniają jej się łzami, warga zaś zaczyna drżeć.
– Awww – szepcze, spoglądając na
mnie.
Płyną pierwsze łzy, a potem nagle
trzymamy się w objęciach, łkając.
Jeśli jeszcze się nie zorientowaliście –
kiepsko znoszę wesela. Zawsze chwytają mnie za serce. Za każdym razem jest tak
samo: idę z silnym postanowieniem, by odpowiednio się zachowywać, nawet nie
zabieram chusteczek, chociaż to w żaden sposób nie pomaga, lecz zwykle, zanim
pojawi się tort, makijaż mam już całkowicie rozmazany, natomiast oczy
opuchnięte.
Dziś jednak sytuacja wygląda gorzej,
ponieważ to najpiękniejszy dzień w życiu mojej siostry. A właściwie drugi.
Pobrali się bowiem z Asherem potajemnie w Vegas, gdzie pobłogosławił im Elvis.
Dopiero po powrocie do domu poczuli się źle, jakby czegoś im brakowało. Tym
czymś okazała się rodzina.
Zorganizowali więc kameralną
uroczystość. Świadkami zostali Nik oraz Tina. Znam Tinę Tomic od zawsze – razem
dorastałyśmy, a nasi rodzice byli najlepszymi przyjaciółmi, co oczywiście
oznacza, że połączyła nas niezwykła więź. Nie na tyle silna, żebyśmy nazywały
się siostrami, ale wystarczająco, by określenie „przyjaciółki” nie wystarczało.
Stałyśmy się bratnimi duszami.
Gdy Tina straciła mamę oraz córkę,
przeprowadziła się z Kalifornii do Nowego Jorku i otworzyła świetnie prosperujący
butik o nazwie Safira. Po jakimś czasie dołączyła do niej Nat. Nik z Tiną na
początku się zaprzyjaźnili, a potem w sobie zakochali. Połączyła ich miłość na
lata; taka, o której piszą poeci.
Nik jest właścicielem klubu Biały
Królik, mieszczącego się naprzeciwko Safiry. Ma młodszego brata, Maksa,
najlepszego przyjaciela Ashera, czy też Ducha, jak nazywają go kumple, a także
kuzyna o imieniu Trik. Tina należy do paczki składającej się z jej pracownic,
czyli Mimi, Loli oraz Nat. W pewnym momencie postanowili z Nikiem połączyć obie
grupy. I udało im się to.
Stworzyli rodzinę.
Członków rodziny nie zawsze łączą więzy
krwi. Nieraz wystarczy miłość i śmiech.
Natalie z Asherem przez pewien czas w
zasadzie się nie znosili. Długo zaprzeczali wzajemnemu przyciąganiu, aż w końcu
nie mogli mu się oprzeć. Kiedy wreszcie się zeszli, zrobili to z hukiem.
Dosłownie. Głowy zostały obite, tyłki zaś skopane. Z pewnością nie był to
typowy romans. Walczyli do upadłego. Znacie powiedzenie: „Miłość od nienawiści
dzieli tylko krok”? Cóż, zrobiwszy ten krok, dopuścili do głosu swoje uczucia.
Zdali sobie sprawę, że miłość, którą się darzą, jest zbyt silna, by mogli ją
ignorować.
I oto są – szczęśliwi nowożeńcy.
Uśmiecham się przez łzy.
Nie wierzę w to.
Moja
siostra wyszła za mąż.
Ktoś odrywa mnie od Nat. Przez
spuchnięte powieki widzę starszą siostrę, Ninę, która uspokaja mnie i głaszcze
delikatnie po plecach. Stara się nie nawiązywać kontaktu wzrokowego, bo wie, że
to by wszystko pogorszyło. W pewnym momencie jednak nasze spojrzenia się
krzyżują.
Zamieramy, a następnie szeroko otwieramy
oczy.
Spanikowana ucieka wzrokiem, lecz jest
za późno. Warga mi drży. Unoszę głowę, wyjąc tak rozdzierająco, że brzmię
niczym zwierzę. Na przykład łoś.
Zupełnie nieprzyzwoicie, wiem o tym, ale
nie potrafię się powstrzymać!
Nina przyspiesza kroku, więc ja też.
Ciągnie mnie na bok.
– Chryste, dziecko. Weź się, kurwa,
uspokój – rzuca zirytowana. – Czasem się zastanawiam, czy na pewno jesteśmy
spokrewnione. To ślub, a nie pogrzeb! Żadnych więcej łez. Kapujesz?
Oddech mam taki nierówny, że głowa
trzęsie mi się na boki.
– Nie. – Czkam. – Potrafię. –
Czkam. – Przestać.
Wyciąga chusteczki, którymi ociera mi
twarz.
– Boże, coś ty narobiła… Chodź.
Muszę poprawić ci makijaż, bo wyglądasz, jakby ugryzła cię pszczoła. Taka na
kwasie.
Kiedy wchodzimy do łazienki, muzyka oraz
pozostałe odgłosy wesela cichną. Siadam na brzegu wanny, ona zaś na sedesie.
Wyjmuje kosmetyczkę, po czym atakuje mnie pędzlem do pudru, łaskocząc w nos,
przez co mam ochotę kichnąć, a jednocześnie się roześmiać. Nie chcę jednak
przeszkadzać, zatem uspokajam oddech, a także rozszalałe emocje.
Jako że Nina jest fryzjerką, odpowiada
dzisiaj za nasze fryzury. Za makijaż również. Świetnie wykonuje swoją pracę.
Nat wygląda obłędnie – Nina poświęciła jej sporo czasu, ale zdecydowanie się
opłaciło. Średnia siostra przypomina anioła.
Kiedy odwiedziłyśmy ją w tamtym
tygodniu, odrzuciła ogniście rude włosy, oznajmiając:
– Mam dość tego koloru. –
Uśmiechnęła się do Niny. – Chciałabyś może zrobić ze mnie brunetkę?
Zaskoczyła nas. Bardzo.
Od lat nie widziałam Nat w naturalnym
kolorze, czyli czekoladowym brązie, poza tym, szczerze mówiąc, nie byłam pewna,
jak zareaguje Ash. Nawet go nie ostrzegła, tylko, niczym typowa Nat, postawiła
przed faktem dokonanym.
Kiedy Nina kończyła układać jej świeżo
pofarbowane włosy, Asher wrócił do domu. Natalie podeszła do ukochanego, nie
zdejmując peleryny fryzjerskiej. Oparła dłoń na biodrze, otworzyła szerzej
oczy, po czym potrząsnęła lekko głową.
– No i? – spytała wyczekująco.
Postawny blondyn ani drgnął. Patrzył na
żonę, przesuwając spojrzenie ciepłych brązowych oczu po ciemnych pasmach. Po
chwili Nat zaczęła panikować:
– Chodzi po prostu o to, że nie
młodnieję i chciałam, żebyś zobaczył, jak wyglądam naprawdę. Wiesz, tak
naprawdę naprawdę. Gdy nie ukrywam się za cyckami oraz ogniście rudymi włosami.
Mogę się jednak przefarbować…
Ash przerwał jej, biorąc ją w ramiona.
Tulił mocno Nat, kołysząc łagodnie. Nie wiem, co powiedział, bo szeptał, ale
jak przystawił wargi do ucha Nat, powieki siostry opadły, natomiast usta
rozchyliły się z ulgą. Uśmiechnęła się lekko.
Asher nie jest gadułą, lecz się wprawia.
U mężczyzn, którzy niewiele mówią, każde słowo ma znaczenie.
Biedny facet od początku znajdował się
na przegranej pozycji.
W naszej rodzinie nie da się być cicho.
Jeśli chcesz, aby cię usłyszano, musisz przekrzyczeć cztery inne, rozmawiające
osoby.
Nina nakłada więcej pudru, pytając:
– To jak, młoda, spotykasz się z
kimś?
– Nie – odpowiadam z zamkniętymi
oczami. Wskazuję słabo na siebie. – Kto by ze mną wytrzymał?
Parska. Przez chwilę milczy, ale czuję,
iż chce coś powiedzieć. I robi to. Nina się nie kryguje. Lubi mówić to, co
myśli, lecz nie opowiada o sobie. Życie osobiste siostry zawsze pozostawało
właśnie takie: osobiste.
– Dobrze ci radzę, nie czekaj zbyt
długo – odzywa się łagodnym, acz poważnym tonem. Otwieram oczy, słysząc tęskną
nutkę w jej głosie. Uśmiecha się smutno. – Nie chcę, żebyś potem tego żałowała.
Rozumiem ją, jednak to nie zmienia stanu
rzeczy.
– Trochę trudno mi się z kimś teraz
umawiać, wiesz? Dopiero skończyłam studia i Bóg jeden wie, gdzie będę pracować.
Na razie powinnam raczej mieć na uwadze głównie karierę. Na samą myśl o
spotykaniu się z kimś robi mi się słabo.
Chwyta mnie stanowczo za brodę, aż
napotykam jej wściekły wzrok.
– Wymówki – syczy.
– Co?
Rozluźnia uchwyt i nakłada mi róż na
policzki.
– To wszystko wymówki – mówi już
łagodniejszym tonem. – A co, jeśli trafisz na idealnego faceta, ale
zrezygnujesz z niego, ponieważ będziesz za bardzo skupiona na karierze? Potem,
kiedy nadejdzie czas, żeby się ustatkować, zrozumiesz, że ta osoba na ciebie
nie zaczekała. I nie powinna była, gdyż postąpiłaś egoistycznie. Wtedy
znienawidzisz tę karierę, dla której wszystko poświęciłaś. Zawsze znajdzie się
ktoś, kogo odejścia będziesz żałowała, a to zatruwa umysł.
Biorę siostrę za rękę, przerywając jej
pracę.
– Czyjego odejścia ty żałujesz? –
pytam łagodnie.
Wszelkie emocje znikają z twarzy Niny.
Szybko spuszcza wzrok i chrząka. Gdy znów na mnie patrzy, widzę w jej oczach
tylko smutek. Smutek tak wielki, że czuję ból w piersi.
– To bez znaczenia – mruczy
ochryple. – Zawsze się ktoś znajdzie, a ja mogę winić wyłącznie siebie.
Ostrożnie kończy mnie malować,
doprowadzając spuchniętą, naznaczoną śladami tuszu twarz do niemal idealnego
stanu. Wstaję, by ją przytulić. Chwyta mnie mocno i po raz pierwszy od dawna
myślę, że potrzebuje tego bardziej niż ja.
– Dziękuję, Ninuś. Kocham cię –
mówię czule.
Ściska mnie w odpowiedzi.
– Ja też cię kocham, a teraz
chodźmy pogadać z jakimiś facetami. Jest tu kilku takich, którzy zawstydziliby
Johnny’ego.
Najbardziej podobają nam się bowiem
mężczyźni przypominający Johnny’ego Deppa. Szczerze mówiąc, nadal mam w pokoju
jego plakat. A on zawiesza poprzeczkę wysoko.
Kocham
cię, Johnny. Oni nigdy nie dorosną ci do pięt!
Odsuwam się z uśmieszkiem.
– Radzisz mi, żebym sobie kogoś
przygruchała, czy co?
Kąciki ust Niny się unoszą.
– Małe bzykanko jeszcze nigdy
nikomu nie zaszkodziło.
Chichoczę, potrząsając głową. W duchu
przewracam na siebie oczami. Cała ja – ryczę oraz dąsam się zamiast rozmawiać z
jakimś Johnnym. A przecież naprawdę dawno nie uprawiałam seksu.
Co się stało z moimi priorytetami?
Zostawiam Ninę, pakującą swoje rzeczy, i
wychodzę. Kiedy znajduję się na świeżym powietrzu, zamykam oczy, a następnie
oddycham głęboko. Otwieram je z uśmiechem.
Dziedziniec wygląda wspaniale. Nat nie
chciała niczego wymyślnego, wychodząc z założenia, że im mniej, tym lepiej. To
się zawsze sprawdza, jeśli chcecie znać moje zdanie. Pragnęła tylko, by krzesła
ustawione wzdłuż trawnika miały białe oraz morelowe pokrowce. Jedynym
dodatkiem, jaki sobie zażyczyła, były kolorowe chińskie lampiony, które
zapalimy po zmroku. Potrawy dające się jeść palcami okazały się strzałem w
dziesiątkę – dzięki temu nie potrzebowaliśmy stołów i mogliśmy rozmawiać, a
także śmiać się, podczas gdy roznoszono jedzenie.
Skanuję wzrokiem otoczenie. Po lewej
widzę Tinę w ciąży, trzymającą się za ręce ze swoim mężem, Nikiem. Kiedy mija
ich kelner, Tina odprowadza go wzrokiem. Nik, jak to Nik, podąża za spojrzeniem
żony, po czym biegnie za mężczyzną, a chwilę później przynosi całą tacę
przystawek. Tina bierze małą przekąskę, a następnie mówi „kocham cię”. Nik nie
odpowiada, lecz obejmuje ją wolną ręką. Nachyliwszy się, całuje Tinę w czoło.
Zamyka oczy, pozwalając, by ten pocałunek trwał.
Serce mnie kłuje i na chwilę panowanie
nad moją głową przejmuje ta suka Zazdrość. Też chcę takiej miłości. Jeśli mi
się poszczęści, pewnego dnia ją znajdę.
Do Nika oraz Tiny podchodzą Natalie z
Asherem. Uśmiechnięta Nat wręcza Tinie butelkę soku jabłkowego, po czym kuca
przed nią.
Czuję ucisk w piersi.
Położywszy dłonie na wyraźnie
zaokrąglonym brzuchu Tiny, Nat przemawia do niego. Ash ściska Tinę za ramię, a
ona uśmiecha się ze zrozumieniem, opierając policzek na ręce mężczyzny.
Potrzeba prawdziwej przyjaźni, by zrobić to, co Tina z Nikiem robią dla Nat i
Asha.
Widzicie, Tina jest w ciąży, ale to nie
są dzieci jej oraz Nika, tylko Natalie i Ashera. Nat nie dałaby rady donosić
ciąży, więc Tina została ich surogatką, gdyż jest osobą, którą smucą
nieszczęścia innych, a dla swoich bliskich zrobiłaby wszystko. Ostatnio
dowiedzieliśmy się, że urodzi bliźniaki, lecz jeszcze nie znamy płci. Szczerze
mówiąc, Nat zależy jedynie na tym, aby maluchy były zdrowe.
Podchodzą Lola z Trikiem, trzymając się
za ręce, a w ślad za nimi podąża konkretny Johnny. Johnny, od którego nie
jestem w stanie oderwać wzroku, bo wygląda tak Johnnowato, że Johnny z mojego
plakatu mógłby łkać całą noc z zazdrości. Max Leokov staje za Nat z niecnym
uśmieszkiem. Podnosi ją bez ostrzeżenia i odwraca twarzą do Asha. Mimowolnie
chichoczę, widząc minę tego ostatniego – zaciska szczękę, a wszystkie przyjazne
uczucia wyparowują, zastąpione złością.
Ale Max ma to gdzieś. W dość zmysłowym
uścisku obejmuje Natalie w pasie, nachyla się nad jej szyją i zaczyna składać
pocałunki. Skrzywiony Asher robi krok w jego kierunku, ale Max po prostu się
cofa, cały czas trzymając kobietę w ramionach. Ze swojego miejsca nie słyszę,
co mówi, jednak sądząc po chytrym uśmieszku Maksa oraz śmiechu, który się
rozlega, pewnie cwaniakuje. Najwyraźniej życie mu niemiłe, skoro tak prowokuje
Asha.
Widziałam, do czego jest zdolny
doprowadzony do ostateczności Asher. To nic miłego.
Teraz doskakuje do Maksa, na co ten
tchórzliwie puszcza Nat, lecz szybko staje przed Tiną z otwartymi ramionami.
Tina, jak to Tina, daje się nabrać, pozwalając na przytulenie. Reaguje śmiechem
na mokre pocałunki składane na policzku.
Max w ostatniej chwili unika pięści
Nika, po czym bierze za rękę Lolę. Przyciąga ją do siebie, na co Lola z
uśmiechem przewraca oczami. Mężczyzna ją przytula, a następnie porusza się z
nią w wolnym tańcu, w środku kółeczka utworzonego przez przyjaciół. Trikowi się
to nie podoba, dlatego odbija Lolę i przyciąga do siebie. Kobieta wzdycha
uszczęśliwiona, przytulając się do niego.
Max otwiera ramiona, kręcąc głową.
– Nie umiecie się bawić – mówi.
Potem podchodzi do baru, by objąć od
tyłu siedzącą przy nim Mimi, która sztywnieje na chwilę, odwraca się, a potem
rozluźnia w jego uścisku. Max szepcze jej coś do ucha, na co odpycha go,
śmiejąc się głośno. Przykłada rękę do serca, udając, że go zraniła.
A ja przez chwilę jestem zazdrosna. Oni
naprawdę są rodziną. Część mnie desperacko chciałaby do niej należeć. Czuję się
jak kujon patrzący na grupkę najpopularniejszych dzieciaków w szkole. Mimo
wszystko rozglądam się za jakimś Johnnym, ale, choć wyławiam w tłumie kilku
przystojniaków, ciągle śledzę wzrokiem wysokiego bruneta o złotych oczach oraz
z magicznym dołeczkiem.
Max.
Straciłam rachubę, z iloma kobietami
flirtował, zupełnie jakby – bądźmy szczerzy – był Johnnym we własnej osobie.
Czy odważę się powiedzieć, że prezentuje
się lepiej niż oryginał?
Świętokradztwo!
Jeśli miałabym wybrać na dziś jakiegoś
Johnny’ego, zostałby nim właśnie Max. Spełnia wszystkie wymagania – jest
wspaniały, zabawny, inteligentny oraz czarujący, a sądząc po tym, jak krąży po
sali, bez wątpienia nie brakuje mu też pewności siebie.
Przez kolejne dziesięć minut patrzę, jak
Max flirtuje z każdą kobietą, która się nawinie, łącznie z moją mamą. W końcu
nabieram wystarczająco odwagi, żeby z nim porozmawiać. Tak naprawdę nie
przepadam za flirciarzami, ale podoba mi się, że wszystkie kobiety traktuje jednakowo.
Żadna się nie uchowa – zaczepia je niezależnie od tego, czy są stare, młode,
grube, czy chude. Widzę, że podchodzi do Niny, która również nie pozostaje
obojętna na jego urok. Ujmuje jej rękę i całuje ją kilkakrotnie, aż siostra
wolną dłonią zasłania usta, walcząc z uśmiechem.
To moja okazja. Wchodzę.
Gdy się zbliżam, Nina uwalnia się od
jego wszędobylskich dłoni. Idzie do baru pogadać z Mimi. Max zostaje sam, więc
wyciąga z kieszeni komórkę, po czym przesuwa palcem po ekranie.
Lubisz
flirtować, Max? No to się szykuj.
Z każdym kolejnym krokiem żołądek
zaciska mi się w oczekiwaniu. Czuję ekscytację! W końcu staję przy nim i
chrząkam cicho. Spogląda na mnie z uniesionymi brwiami, żeby zaraz znów wlepić
wzrok w ekran.
– Cześć, Helen. Jak się masz? – pyta.
Uśmiech mi blednie.
Helen? Serio?
Cóż… to słaby początek.
Dalej bawi się telefonem.
– Tak właściwie to Helena. No, ale
nieważne. Zastanawiałam się, czy nie napiłbyś się ze mną dri…
– Świetnie. – Przerywa mi. – Miło
było znów się z tobą zobaczyć, Helen.
A potem odchodzi, zostawiając mnie na
środku dziedzińca z otwartymi ustami. Mrugam, krzywiąc się. Próbuję zrozumieć,
co właśnie zaszło. Zawodowy flirciarz, facet, który podrywa wszystko, co ma
puls, wszystko, co się rusza, mnie olał.
Hmmm.
Oznacza to zapewne, że jestem kimś niepożądanym.
Czuję zażenowanie, a policzki mi
czerwienieją, jednak szybko zmuszam się do obojętności. Zadzieram nos oraz
prostuję plecy. Nic się nie stało. Nie musi mnie lubić. Czasem ludzie po prostu
się nie lubią. Zdarza się. Nic nie szkodzi. Poza
tym, hej, to się całkiem dobrze składa. Chyba. Nie zamierzam się przejmować
Maksem Leokovem.
Już nie.
PRZEDSPRZEDAŻ:
Buziaki MrsBookBook 😙
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz