Rozdział 5
Był rok 1934.
Christopher miał piętnaście lat. Gdy wrócił ze szkoły, Rebecca siedziała przy
kuchennym stole. Jej obecność w domu nie była niczym niezwykłym. Tym razem
jednak wyglądała inaczej. Jej lewy policzek szpecił wielki siniak. Płakała. Na
krześle obok siedział ojciec Christophera, którego oblicze wykrzywiał gniew.
Christopher czuł to samo. Rebeccę bił własny ojciec. Chłopak usiadł obok niej.
To on chciał ją pocieszyć. Poczuł ukłucie zazdrości, że to ojciec był pierwszy.
– Rebecca przyszła jakieś pół
godziny temu – wyszeptał po angielsku ojciec. – Obmyłem jej
twarz, ale nadal jest bardzo zdenerwowana. Niewiele powiedziała.
– Nie mogę tak dłużej
żyć – rzuciła. – Odejdę, nie mogę tak dłużej.
– Jak to? – zapytał
Christopher. – Nie możesz odejść. Gdzie się podziejesz?
– Nie mogę tam mieszkać, nie z
nim, nie z nimi. – Jej głowa opadła na ręce, które położyła wcześniej
na blacie.
– Spokojnie. Co się wczoraj
stało? O co poszło? – zapytał ojciec Christophera, kładąc dłoń na jej
głowie.
– Co zrobił tym
razem? – dodał Christopher.
Uniosła głowę, miała zaczerwienione
oczy. Odgarnęła włosy z twarzy i wyprostowała się na krześle.
– Mogę prosić o szklankę wody?
– Oczywiście, Alex, proszę,
podaj trochę wody.
– Dobrze,
ojcze – odparła Alexandra. Rebecca wzięła szklankę i upiła niewielki
łyk.
– Ojciec chce, żebym rzuciła
szkołę. Chce, żebym znalazła sobie jakąś pracę. – Trzymała szklankę w
dłoniach, a po chwili ponownie przysunęła ją do ust.
– A co na to twoja
matka? – zapytał Christopher.
– Poparła go. Mówi, że
potrzebujemy pieniędzy.
– Może gdyby sama poszła do
pracy… – zaczął Christopher.
– Nie pracuje, odkąd zamknęli
zakład tekstylny. – Rebecca obniżyła głos do
szeptu. – Ostatnio prawie nie wychodzi z domu.
– Próbowała powstrzymać twojego
ojca, zanim cię uderzył? – dopytywał Christopher.
– Tak, na początku. Ale zawsze
jej tłumaczy, że to dla mojego dobra.
– Boli? – zaciekawiła
się Alex.
– Nie, już prawie nic nie
czuję, kiedy dotykam siniaka.
Na kilka chwil zapadła cisza. Jakby nikt
nie wiedział, co powiedzieć.
– Masz ładne
włosy – próbowała pocieszyć ją Alex.
– Matka mnie uczesała. Chciała,
żebym wyglądała jak wtedy, gdy byłam mała, ale nie najlepiej jej to wyszło. Gdy
tylko poszła do łazienki, sama je poprawiłam.
– Co się stało? Znowu była
pijana?
Rebecca przytaknęła.
– Chciałam po prostu uciec z
domu i przybiec tutaj albo gdziekolwiek, byle z dala od nich. Nie chciałam… ale
musiałam jej pomóc. To moja matka.
– Oczywiście – zgodził
się ojciec Christophera.
Christopher próbował przypomnieć
sobie własną matkę. Nie przychodziło mu to łatwo.
– Stało się jej coś?
– Nic jej nie jest, kilka
rozcięć i siniaków. Pomogłam jej wstać, umyłam ją i położyłam do łóżka. Później
wrócił ojciec. Powiedział, że to moja wina. – Zawiesiła głos. Ponownie
na kilka sekund zapadła cisza, po czym dodała: – Jeszcze nigdy nie
widziałam, żeby był taki wściekły. Złapał pogrzebacz z kominka i się na mnie
rzucił.
– Co… co takiego?
– Christopher, daj jej
mówić – upomniał go ojciec.
– Uderzył mnie w ramię i upadłam
na podłogę. Stanął nade mną, chcąc uderzyć jeszcze raz, więc podniosłam grudę
węgla i uderzyłam go w głowę.
Christopher ścisnął ją za rękę. Alex
zaczęła płakać. Rebecca zdawała się nie
zwracać na nich uwagi.
– Uniósł pogrzebacz i
powiedział, że udzieli mi lekcji, której nie zapomnę do końca życia. I wtedy
zauważyłam, że stoi za nim matka, i że trzyma strzelbę. Powiedziała, że jeśli
mnie tknie, to będzie to ostatnia rzecz, jaką zrobi w życiu.
– Ustąpił? – zapytał
Christopher. Rebecca powoli skinęła głową. Przyłożyła dłonie do skroni, jakby
chciała odciąć się od otoczenia.
Ojciec Christophera wypuścił głośno
powietrze i wstał. Alexandra podeszła do niego i mocno go objęła, wtulając się
w jego ramiona.
– Wszystko będzie dobrze,
ojcze – powiedziała. – My się nią
zaopiekujemy. – Jego usta drgnęły, jakby chciał coś powiedzieć, ale
nie wydobyło się z nich ani jedno słowo. Dolał wody do szklanki i ponownie
usiadł na krześle.
– Przepraszam, Rebecco,
kontynuuj, proszę – powiedział.
– Nigdy więcej mnie nie uderzy.
Powiedziałam mu to. Powiedziałam mu, że odchodzę i że nie może mnie zatrzymać.
– Naprawdę zamierzasz
odejść? – zapytał, ale Rebecca go zignorowała.
– Wczoraj w nocy się
spakowałam. Nie pożegnałam się nawet z matką.
– Gdzie
nocowałaś? – zapytała Alex.
– U przyjaciółki, Sarah Smart.
Nie powiedziała rodzicom, że uciekłam z domu.
– Znam Smartów, to dobrzy
ludzie – dodał ojciec Christophera.
– Rano wróciłam zobaczyć się z
rodzicami. Ojciec znowu się wściekł i powiedział, że to przeze mnie matka
zwróciła się przeciwko niemu. Powiedział, że zniszczyłam naszą
rodzinę. – Ostatnie słowa wypowiedziała niezwykle cicho, jakby
znajdowała się gdzieś daleko od nich, a nie przy tym samym stole.
– Gdzie dzisiaj będziesz spała? – zapytał
Christopher.
– W domu. Matka przekonała go,
żeby pozwolił mi wrócić.
Przez chwilę siedzieli bez słowa.
Christopher poczuł, jak pod skórę wpełza mu trwoga na myśl o życiu bez Rebekki.
Jak mogłaby go zostawić? Przecież mieli żyć razem – zawsze. Nie potrafił na nią
spojrzeć. Wbił wzrok w okno. Oddychał nienaturalnie, ze złości na jej rodziców
cały zesztywniał. Ojciec sprawiał wrażenie, jakby nie wiedział, co powiedzieć.
– Rebecco, jestem z ciebie
dumny – wyszeptał w końcu.
Wstał i podszedł do kuchennego
blatu, na którym leżały nietknięte produkty na kolację. Wziął nóż i zaczął
kroić marchewkę; ostrze uderzyło w drewnianą deskę z głośnym stuknięciem.
– Panie Seeler, mogłabym zostać
na kolację?
– Oczywiście, Rebecco,
oczywiście, że tak. – Jego słowa były przyćmione niczym światło na
zewnątrz. – Christopher, może jeszcze przed kolacją zabierzesz
Rebeccę i Alex na spacer po plaży?
Zostawili go w kuchni. Gdy zamykali
za sobą drzwi, w ich uszach odbijał się stukot noża uderzającego o deskę,
słyszeli go jeszcze w ogrodzie. Kiedy wyszli, zmienili temat, a gdy mijali dom
Rebekki, ucichli. Christopher wiedział, że nie powinien pokazywać się z nią w
zasięgu wzroku jej ojca, ale z jakiegoś powodu przestał się tym przejmować.
Przechodząc, żadne z nich nawet nie skomentowało, że właśnie łamią jedną z
zasad. Przeszli plażą na nabrzeże, gdzie usiedli w rządku, Rebecca w środku.
Przez dłuższą chwilę patrzyli na fale rozbijające się o skały.
Christopher myślał o słowach
Rebekki, o tym, że chce odejść, ale się nie odezwał. Był tak dotknięty, że
jeszcze nie miał siły na ten temat rozmawiać. Nie wiedział, co mógłby
powiedzieć. Wrócili do tego, co wydarzyło się zeszłej nocy, ale żadne nie miało
nic nowego do dodania. Przerobili to już w kuchni. Patrzyli na fale, które
przykrywały niewielkie kamienie niczym obrus, który po chwili ktoś nagle ściąga
ze stołu. Siedzieli, rzadko się odzywając, dwadzieścia minut, a może więcej, aż
w końcu chłód nocy zmusił ich do powrotu do domu, gdzie czekała na nich kolacja.
Rebecca zajęła to samo miejsce, co zazwyczaj. Stefan pozwolił jej zostać
znacznie dłużej niż zwykle. Gdy wychodziła, było po dwudziestej drugiej.
Uścisnął ją na pożegnanie.
– Christopher cię
odprowadzi – powiedział. – Dbaj o nią, synu.
– Oczywiście, ojcze.
Na zewnątrz panował marcowy ziąb,
Christopher postawił kołnierz kurtki. Było ciemno. Widzieli jedynie kontury
domu, księżyc rozświetlający morze i miliony gwiazd nad głowami. Na skórze
Rebekki tańczyło szaro-białe światło. Wiatr unosił delikatnie jej ciemne włosy.
– Nie chcę tam
wracać – powiedziała, choć szła dalej.
– Wiem. Ja… chciałbym móc coś
zrobić. Chciałbym znaleźć pracę i zabrać cię daleko stąd… i…
– I tak dużo zrobiłeś.
– Naprawdę chcesz odejść?
– Muszę się stąd wyrwać. Nie
mogę tu dłużej zostać.
– Dokąd?
– Pisałam do kuzynki Mavis, do
Londynu. Obiecała, że mnie przyjmie.
– Dlaczego nic mi nie
powiedziałaś?
– Są rzeczy, których nie mogę
wyjawić nikomu. Nawet tobie.
Jego serce waliło tak mocno, że miał
wrażenie, że zaraz przebije żebra i rozerwie skórę. Wyciągnął dłoń, chcąc
złapać Rebeccę za rękę, ale cofnął ją, nim się zetknęły.
– Więc… myślisz, że zostaniesz
w Londynie na zawsze?
– Nie wiem. „Zawsze” to bardzo
długo. Muszę się o siebie zatroszczyć – powiedziała.
– Ja się o ciebie troszczę, i
mój ojciec. Moja siostra też. Wszyscy się o ciebie troszczymy. – Szli
powoli, znacznie wolniej niż zwykle.
– Wiem, ale nie możesz
troszczyć się o mnie cały czas. Tak często cię potrzebowałam, a ciebie po
prostu nie było. Musiałam radzić sobie sama. – Złapała go za rękę.
– Nie wiem, co bez ciebie
zrobię. Po prostu nie wiem, co zrobię, jeśli wyjedziesz. Chcę być przy tobie
zawsze, gdy mnie potrzebujesz.
– Możesz pojechać ze mną.
– Ojciec w życiu by mi nie
pozwolił – odparł bez namysłu.
– W takim razie może gdy
będziesz starszy.
Jej ostatnie słowa zakręciły mu w
głowie. Pomyślał o wspólnym wyjeździe, ale myśl rozpłynęła się jak mgła na
wietrze, zniknęła, gdy tylko się pojawiła.
– Nie chcę, żebyś wyjechała – powiedział,
gdy ukazały im się światła jej domu.
Obróciła się do niego i złapała go
za drugą rękę. Dzieliło ich zaledwie kilka centymetrów. Oczy Christophera
przywykły do ciemności, dokładnie widział kontury jej twarzy i długie,
opadające na ramiona włosy.
– Chcę ci
powiedzieć… – Zawiesiła głos i wbiła spojrzenie w ziemię. Bał się, że
jego serce tego nie zniesie. – Chcę ci podziękować. Jesteś moim
ulubionym chłopcem, najlepszym, jakiego mogłam sobie…
Kiedy
się zbliżył do niej, poczuł jej usta na swoich. Było to dziwne i idealne. Delikatnie
położył jej dłoń na karku. Rebecca cofnęła głowę, uśmiechając się. Christophera
przeszyły dreszcze. Nie miał pojęcia, co powiedzieć. Odsunęła się i puściła
jego ręce.
– Lepiej już pójdę.
– Dobrze.
– Porozmawiamy za parę dni.
Muszę poczekać, aż w domu się uspokoi.
– Zostawię ci liścik pod
kamieniem na plaży.
– Dobrze. Dobranoc,
Christopher. – Pochyliła się i jeszcze raz musnęła jego usta.
Pięć dni później już jej nie było.
Christopher zostawił liścik, a gdy nie przyszła w umówione miejsce, wiedział,
że dotrzymała słowa. Ojciec już nigdy jej nie uderzy.
Buziaki MrsBookBook 😙
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz