piątek, sierpnia 30, 2019

ROZDZIAŁ 5 "Anioł z Auschwitz" Eoin Dempsey




Rozdział 5

Był rok 1934. Christopher miał piętnaście lat. Gdy wrócił ze szkoły, Rebecca siedziała przy kuchennym stole. Jej obecność w domu nie była niczym niezwykłym. Tym razem jednak wyglądała inaczej. Jej lewy policzek szpecił wielki siniak. Płakała. Na krześle obok siedział ojciec Christophera, którego oblicze wykrzywiał gniew. Christopher czuł to samo. Rebeccę bił własny ojciec. Chłopak usiadł obok niej. To on chciał ją pocieszyć. Poczuł ukłucie zazdrości, że to ojciec był pierwszy.
            – Rebecca przyszła jakieś pół godziny temu – wyszeptał po angielsku ojciec. – Obmyłem jej twarz, ale nadal jest bardzo zdenerwowana. Niewiele powiedziała.
            – Nie mogę tak dłużej żyć – rzuciła. – Odejdę, nie mogę tak dłużej.
            – Jak to? – zapytał Christopher. – Nie możesz odejść. Gdzie się podziejesz?
            – Nie mogę tam mieszkać, nie z nim, nie z nimi. – Jej głowa opadła na ręce, które położyła wcześniej na blacie.
            – Spokojnie. Co się wczoraj stało? O co poszło? – zapytał ojciec Christophera, kładąc dłoń na jej głowie.
            – Co zrobił tym razem? – dodał Christopher.
            Uniosła głowę, miała zaczerwienione oczy. Odgarnęła włosy z twarzy i wyprostowała się na krześle.
            – Mogę prosić o szklankę wody?
            – Oczywiście, Alex, proszę, podaj trochę wody.
            – Dobrze, ojcze – odparła Alexandra. Rebecca wzięła szklankę i upiła niewielki łyk.
            – Ojciec chce, żebym rzuciła szkołę. Chce, żebym znalazła sobie jakąś pracę. – Trzymała szklankę w dłoniach, a po chwili ponownie przysunęła ją do ust.
            – A co na to twoja matka? – zapytał Christopher.
            – Poparła go. Mówi, że potrzebujemy pieniędzy.
            – Może gdyby sama poszła do pracy… – zaczął Christopher.
            – Nie pracuje, odkąd zamknęli zakład tekstylny. – Rebecca obniżyła głos do szeptu. – Ostatnio prawie nie wychodzi z domu.
            – Próbowała powstrzymać twojego ojca, zanim cię uderzył? – dopytywał Christopher.
            – Tak, na początku. Ale zawsze jej tłumaczy, że to dla mojego dobra.
            – Boli? – zaciekawiła się Alex.
            – Nie, już prawie nic nie czuję, kiedy dotykam siniaka.
            Na kilka chwil zapadła cisza. Jakby nikt nie wiedział, co powiedzieć.
            – Masz ładne włosy – próbowała pocieszyć ją Alex.
            – Matka mnie uczesała. Chciała, żebym wyglądała jak wtedy, gdy byłam mała, ale nie najlepiej jej to wyszło. Gdy tylko poszła do łazienki, sama je poprawiłam.
            – Co się stało? Znowu była pijana?
            Rebecca przytaknęła.
            – Chciałam po prostu uciec z domu i przybiec tutaj albo gdziekolwiek, byle z dala od nich. Nie chciałam… ale musiałam jej pomóc. To moja matka.
            – Oczywiście – zgodził się ojciec Christophera.
            Christopher próbował przypomnieć sobie własną matkę. Nie przychodziło mu to łatwo.
            – Stało się jej coś?
            – Nic jej nie jest, kilka rozcięć i siniaków. Pomogłam jej wstać, umyłam ją i położyłam do łóżka. Później wrócił ojciec. Powiedział, że to moja wina. – Zawiesiła głos. Ponownie na kilka sekund zapadła cisza, po czym dodała: – Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby był taki wściekły. Złapał pogrzebacz z kominka i się na mnie rzucił.
            – Co… co takiego?
            – Christopher, daj jej mówić – upomniał go ojciec.
            – Uderzył mnie w ramię i upadłam na podłogę. Stanął nade mną, chcąc uderzyć jeszcze raz, więc podniosłam grudę węgla i uderzyłam go w głowę.
            Christopher ścisnął ją za rękę. Alex zaczęła płakać.  Rebecca zdawała się nie zwracać na nich uwagi.
            – Uniósł pogrzebacz i powiedział, że udzieli mi lekcji, której nie zapomnę do końca życia. I wtedy zauważyłam, że stoi za nim matka, i że trzyma strzelbę. Powiedziała, że jeśli mnie tknie, to będzie to ostatnia rzecz, jaką zrobi w życiu.
            – Ustąpił? – zapytał Christopher. Rebecca powoli skinęła głową. Przyłożyła dłonie do skroni, jakby chciała odciąć się od otoczenia.
            Ojciec Christophera wypuścił głośno powietrze i wstał. Alexandra podeszła do niego i mocno go objęła, wtulając się w jego ramiona.
            – Wszystko będzie dobrze, ojcze – powiedziała. – My się nią zaopiekujemy. – Jego usta drgnęły, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie wydobyło się z nich ani jedno słowo. Dolał wody do szklanki i ponownie usiadł na krześle.
            – Przepraszam, Rebecco, kontynuuj, proszę – powiedział.
            – Nigdy więcej mnie nie uderzy. Powiedziałam mu to. Powiedziałam mu, że odchodzę i że nie może mnie zatrzymać.
            – Naprawdę zamierzasz odejść? – zapytał, ale Rebecca go zignorowała.
            – Wczoraj w nocy się spakowałam. Nie pożegnałam się nawet z matką.
            – Gdzie nocowałaś? – zapytała Alex.
            – U przyjaciółki, Sarah Smart. Nie powiedziała rodzicom, że uciekłam z domu.
            – Znam Smartów, to dobrzy ludzie – dodał ojciec Christophera.
            – Rano wróciłam zobaczyć się z rodzicami. Ojciec znowu się wściekł i powiedział, że to przeze mnie matka zwróciła się przeciwko niemu. Powiedział, że zniszczyłam naszą rodzinę. – Ostatnie słowa wypowiedziała niezwykle cicho, jakby znajdowała się gdzieś daleko od nich, a nie przy tym samym stole.
            – Gdzie dzisiaj będziesz spała? – zapytał Christopher.
            – W domu. Matka przekonała go, żeby pozwolił mi wrócić.
            Przez chwilę siedzieli bez słowa. Christopher poczuł, jak pod skórę wpełza mu trwoga na myśl o życiu bez Rebekki. Jak mogłaby go zostawić? Przecież mieli żyć razem – zawsze. Nie potrafił na nią spojrzeć. Wbił wzrok w okno. Oddychał nienaturalnie, ze złości na jej rodziców cały zesztywniał. Ojciec sprawiał wrażenie, jakby nie wiedział, co powiedzieć.
            – Rebecco, jestem z ciebie dumny – wyszeptał w końcu.
            Wstał i podszedł do kuchennego blatu, na którym leżały nietknięte produkty na kolację. Wziął nóż i zaczął kroić marchewkę; ostrze uderzyło w drewnianą deskę z głośnym stuknięciem.
            – Panie Seeler, mogłabym zostać na kolację?
            – Oczywiście, Rebecco, oczywiście, że tak. – Jego słowa były przyćmione niczym światło na zewnątrz. – Christopher, może jeszcze przed kolacją zabierzesz Rebeccę i Alex na spacer po plaży?
            Zostawili go w kuchni. Gdy zamykali za sobą drzwi, w ich uszach odbijał się stukot noża uderzającego o deskę, słyszeli go jeszcze w ogrodzie. Kiedy wyszli, zmienili temat, a gdy mijali dom Rebekki, ucichli. Christopher wiedział, że nie powinien pokazywać się z nią w zasięgu wzroku jej ojca, ale z jakiegoś powodu przestał się tym przejmować. Przechodząc, żadne z nich nawet nie skomentowało, że właśnie łamią jedną z zasad. Przeszli plażą na nabrzeże, gdzie usiedli w rządku, Rebecca w środku. Przez dłuższą chwilę patrzyli na fale rozbijające się o skały.
            Christopher myślał o słowach Rebekki, o tym, że chce odejść, ale się nie odezwał. Był tak dotknięty, że jeszcze nie miał siły na ten temat rozmawiać. Nie wiedział, co mógłby powiedzieć. Wrócili do tego, co wydarzyło się zeszłej nocy, ale żadne nie miało nic nowego do dodania. Przerobili to już w kuchni. Patrzyli na fale, które przykrywały niewielkie kamienie niczym obrus, który po chwili ktoś nagle ściąga ze stołu. Siedzieli, rzadko się odzywając, dwadzieścia minut, a może więcej, aż w końcu chłód nocy zmusił ich do powrotu do domu, gdzie czekała na nich kolacja. Rebecca zajęła to samo miejsce, co zazwyczaj. Stefan pozwolił jej zostać znacznie dłużej niż zwykle. Gdy wychodziła, było po dwudziestej drugiej.
            Uścisnął ją na pożegnanie.
            – Christopher cię odprowadzi – powiedział. – Dbaj o nią, synu.
            – Oczywiście, ojcze.
            Na zewnątrz panował marcowy ziąb, Christopher postawił kołnierz kurtki. Było ciemno. Widzieli jedynie kontury domu, księżyc rozświetlający morze i miliony gwiazd nad głowami. Na skórze Rebekki tańczyło szaro-białe światło. Wiatr unosił delikatnie jej ciemne włosy.
            – Nie chcę tam wracać – powiedziała, choć szła dalej.
            – Wiem. Ja… chciałbym móc coś zrobić. Chciałbym znaleźć pracę i zabrać cię daleko stąd… i…
            – I tak dużo zrobiłeś.
            – Naprawdę chcesz odejść?
            – Muszę się stąd wyrwać. Nie mogę tu dłużej zostać.
            – Dokąd?
            – Pisałam do kuzynki Mavis, do Londynu. Obiecała, że mnie przyjmie.
            – Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
            – Są rzeczy, których nie mogę wyjawić nikomu. Nawet tobie.
            Jego serce waliło tak mocno, że miał wrażenie, że zaraz przebije żebra i rozerwie skórę. Wyciągnął dłoń, chcąc złapać Rebeccę za rękę, ale cofnął ją, nim się zetknęły.
            – Więc… myślisz, że zostaniesz w Londynie na zawsze?
            – Nie wiem. „Zawsze” to bardzo długo. Muszę się o siebie zatroszczyć – powiedziała.
            – Ja się o ciebie troszczę, i mój ojciec. Moja siostra też. Wszyscy się o ciebie troszczymy. – Szli powoli, znacznie wolniej niż zwykle.
            – Wiem, ale nie możesz troszczyć się o mnie cały czas. Tak często cię potrzebowałam, a ciebie po prostu nie było. Musiałam radzić sobie sama. – Złapała go za rękę.
            – Nie wiem, co bez ciebie zrobię. Po prostu nie wiem, co zrobię, jeśli wyjedziesz. Chcę być przy tobie zawsze, gdy mnie potrzebujesz.
            – Możesz pojechać ze mną.
            – Ojciec w życiu by mi nie pozwolił – odparł bez namysłu.
            – W takim razie może gdy będziesz starszy.
            Jej ostatnie słowa zakręciły mu w głowie. Pomyślał o wspólnym wyjeździe, ale myśl rozpłynęła się jak mgła na wietrze, zniknęła, gdy tylko się pojawiła.
            – Nie chcę, żebyś wyjechała – powiedział, gdy ukazały im się światła jej domu.
            Obróciła się do niego i złapała go za drugą rękę. Dzieliło ich zaledwie kilka centymetrów. Oczy Christophera przywykły do ciemności, dokładnie widział kontury jej twarzy i długie, opadające na ramiona włosy.
            – Chcę ci powiedzieć… – Zawiesiła głos i wbiła spojrzenie w ziemię. Bał się, że jego serce tego nie zniesie. – Chcę ci podziękować. Jesteś moim ulubionym chłopcem, najlepszym, jakiego mogłam sobie… 
Kiedy się zbliżył do niej, poczuł jej usta na swoich. Było to dziwne i idealne. Delikatnie położył jej dłoń na karku. Rebecca cofnęła głowę, uśmiechając się. Christophera przeszyły dreszcze. Nie miał pojęcia, co powiedzieć. Odsunęła się i puściła jego ręce.
            – Lepiej już pójdę.
            – Dobrze.
            – Porozmawiamy za parę dni. Muszę poczekać, aż w domu się uspokoi.
            – Zostawię ci liścik pod kamieniem na plaży.
            – Dobrze. Dobranoc, Christopher. – Pochyliła się i jeszcze raz musnęła jego usta.
            Pięć dni później już jej nie było. Christopher zostawił liścik, a gdy nie przyszła w umówione miejsce, wiedział, że dotrzymała słowa. Ojciec już nigdy jej nie uderzy.





Buziaki MrsBookBook 😙

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © MrsBookBook , Blogger