Rozdział 4
Rebecca wróciła
następnego ranka. Siedziała w domku na drzewie, który wujek Uli zbudował dla
dzieci za domem. Gdy Christopher przybiegł, uśmiechnęła się szeroko. Po chwili
dołączyła do nich Alex.
– Rebecca, wróciłaś – powiedział.
Dziewczynka w odpowiedzi tylko skinęła głową.
– Skąd wiedziałaś o domku na
drzewie?
– Znalazłam
go. – Przyniosła ze sobą starą lalkę, której co prawda brakowało
jednego oka, była podniszczona, a na jej twarzy roiło się od szram, ale za to
włosy miała uczesane idealnie. Rebecca trzymała ją blisko przy
piersi. – To Susan.
– Alexandra też ma lalki,
prawda, Alex? – zapytał Christopher, kiedy pojawił się jego ojciec.
– Dzieci, chciałbym przez chwilę
porozmawiać z Rebeccą.
– Dzień dobry, panie Seeler.
– Dzień dobry, ślicznotko – odpowiedział
z uśmiechem. – Rebecco, pytałaś rodziców, czy możesz przyjść się do
nas pobawić?
Zbyła pytanie milczeniem i wróciła
do zabawy lalką.
– Wiedzą chociaż, gdzie jesteś?
– Jeszcze śpią.
– Spali, gdy wychodziłaś? Nie
sądzisz, że powinnaś im powiedzieć, dokąd się wybierasz?
– Nie wiem. W nocy długo się
nie kładli. Słyszałam, jak rozmawiali.
– Tęsknisz za rodzicami, gdy
długo nie ma ich w pobliżu?
Wzruszyła ramionami.
– Może zostać,
ojcze? – zapytał Christopher. Spojrzenie, z jakim się spotkał,
natychmiast go uciszyło. Wyciągnął rękę ku dziewczynce i poczuł, że jej palce
natychmiast owinęły się wokół jego dłoni.
– W porządku, Rebecca może
zostać na kilka godzin. Wujek Uli będzie miał was na oku. Niedługo wrócę, wtedy
zobaczymy, czy będziesz mogła przychodzić się do nas bawić częściej.
Przez pewien czas bawili się w domku
na drzewie, a potem wujek Uli zabrał ich na głazy, gdzie brodzili w wodzie,
trzymając w rękach buty i skarpetki, a słońce ogrzewało ich twarze. Chcieli
popływać, ale nie mieli kostiumów kąpielowych. Siedzieli więc na głazach i
rzucali kamienie do wody. Uli nauczył ich, jak rzucać, żeby leciały szybciej. Obserwowali
kręgi pojawiające się na wodzie w miejscach, w których wpadały do niej
kamienie. Spędzili nad morzem cały poranek. Gdy wujek Uli przyprowadził ich z
powrotem do domu, ojciec już czekał.
– Witajcie, dzieci, dobrze się bawiłyście
z wujkiem? – Cała trójka ochoczo przytaknęła. – Uli, możesz
na chwilę wziąć Alexandrę do domku na drzewie?
– Naturalnie. Chodź, słoneczko. – Uli
wziął ją na ręce i wyszli do ogrodu.
– Usiądźcie przy stole,
dzieci – zaczął Stefan. – Rebecco, lubisz tu przychodzić,
prawda?
– Tak, chciałabym tu zostać na
stałe. – Gdy Christopher usłyszał tę odpowiedź, serce podskoczyło mu
w piersi.
– Rozmawiałem z twoimi
rodzicami – oznajmił. Twarz dziewczynki spoważniała. – Później
poszedłem na posterunek policji porozmawiać z miłym panem policjantem,
sierżantem Higginsem. On zna wszystkich w okolicy. Muszę ci powiedzieć,
Rebecco, że twój ojciec nie chce, żebyś przychodziła się tu bawić. Nie chce,
żebyś bawiła się w domku na drzewie, nie chce, żebyś w ogóle bawiła się z
Christopherem i Alexandrą.
– Ale, ojcze…
– Zamilcz, Christopherze. Daj
mi skończyć. – Christopher nigdy nie widział ojca w takim stanie. – Ale
rozmawiałem też z twoją matką i postanowiłem pozwolić ci się u nas bawić.
Rebecca odetchnęła. Christopher
zaczął podskakiwać i klaskać.
– Dużo o tobie myślałem i
naprawdę nie chcę sprzeciwiać się życzeniom twojego ojca, ale jednak uważam, że
tak będzie najlepiej.
– Och, dziękuję, panie Seeler.
– Ale jeżeli wpadniesz w jakieś
tarapaty, to od razu pójdę do twojej matki i wszystko jej opowiem, i nigdy nie
będziesz mogła tutaj wrócić. Rozumiemy się?
– Och, tak, oczywiście. Będę
bardzo grzeczna.
Rebecca została na całe popołudnie.
Ojciec pozwolił jej zostać także na kolację. Wróciła następnego dnia, a potem
każdego kolejnego aż do końca lata. Przyozdobili domek na drzewie własnoręcznie
narysowanymi obrazkami, na półki dali serwetki. Codziennie świetnie się bawili.
Co rusz przytrafiało im się coś nowego. Christopher miał wcześniej przyjaciół,
ale nie takich jak ona. Nigdy nie znał nikogo, kto dosłownie wszystko
potrafiłby przemienić w przygodę, kto odnajdywałby radość w nawet najbardziej nudnych
zajęciach.
Na koniec lata Uli wrócił do Niemiec.
Christopher, Alex i Rebecca chcieli, żeby został z nimi na zawsze, ale nie
mógł. Gdy żegnali go na przystani promowej w Saint Helier, cała trójka dzieci
płakała. Ojciec objął brata tak mocno, że Christopher myślał, że chce go
udusić.
Wkrótce zaczęła się nauka. Rebecca
poszła do dziewczęcej szkoły w Les Croix, ale to, że uczyli się w różnych
miejscach, nie miało większego znaczenia, bo i tak odwiedzała Christophera niemalże
codziennie. Jej matka rzadko gotowała, a gdy już coś przyrządziła, Rebecca
skarżyła się, że ledwie mogła to tknąć. Więc zaczęła gościć również na
kolacjach. Często pytała, czy mogłaby zostać na noc, ale na to Stefan nigdy się
nie zgodził. Christopher odprowadzał ją każdego wieczoru aż do miejsca, w
którym było już widać jej dom.
Gdy podrośli, zaczęli aranżować
swoje spotkania listownie. Jej ojciec nigdy nie zrozumiałby, o czym piszą, bo
wymyślili własny język. Języki stale im towarzyszyły. Christopher w wieku
dwunastu lat znał biegle niemiecki oraz angielski, potrafił także zrozumieć rozmowę
w języku francuskim, a nawet w jèrriais[1].
Rebecca braki w niemieckim nadrabiała francuskim. Jednak ich język różnił się
od wszystkich pozostałych. Na przykład Gunde
de viznay bin Lion’s Mane reiv oznaczało, że spotkają się przy Lwiej
Grzywie o czwartej, cyfra na końcu zdania była po niemiecku, tyle że od końca.
Tylko oni go znali, a oprócz nich jedynie Alexandra wiedziała o jego istnieniu.
Nazwali w nim wszystkie chłostane falami i spiekane słońcem występy skalne oraz
cypelki. Umawiali się właśnie w takich miejscach – przy Lwiej Grzywie, Motylim
Stole albo przy Wściekłym Rumaku. Gdy byli razem, zdawało się, że bełkoczą bez
sensu. Wybuchali śmiechem na dźwięk niedorzecznych głosek wydobywających się z
ich ust, i na widok min innych, którzy akurat im towarzyszyli, czy to
Alexandry, czy Percy’ego Howarda i jego brata Toma. Zawsze było się z kim
pobawić.
[1]Jèrriais to
pokrewny językowi normandzkiemu język z wyspy Jersey (przyp. tłum.).
Buziaki MrsBookBook 😙
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz