Tytuł: „Pokój wspaniałości”
Autor: Julien Sandrel
Wydawnictwo: Sonia Draga
Data wydania: 29 stycznia 2020
Liczba stron: 272 str.
Cena: około 22 zł
Ocena: ⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐
Podziwiać światła Tokio ze szczytu drapacza chmur.
Wsiąść do taksówki i krzyknąć: „Proszę jechać za tym
samochodem!”.
Wziąć udział w The Color Run i dobiec na metę!
Nie tak łatwo spełnić marzenia nastolatka, gdy ma się
czterdzieści lat. Ale jeśli Thelma nie spróbuje, jej syn może nigdy nie
wybudzić się ze śpiączki…
Louis ma dwanaście lat. Tego ranka zamierzał wyznać matce,
że po raz pierwszy w życiu się zakochał. Thelmę jednak jak zwykle zaprząta
praca. Chłopak poirytowany wciska słuchawki na uszy, wskakuje na deskę i…
Słyszy klakson nadjeżdżającej ciężarówki.
Prognozy nie są optymistyczne. Jeśli nic się nie zmieni, za
cztery tygodnie trzeba będzie go odłączyć od respiratora. Thelma wraca ze
szpitala zrozpaczona, nie ma sił dalej walczyć. Ale kiedy pod materacem syna
znajduje notatnik, w jej głowie zaczyna kiełkować pewna myśl… Postanawia
przeżyć wszystkie „wspaniałości”, które Louis opisał w zeszycie, i zarejestrować
je na nagraniach. Czy przekona chłopca, że życie jest piękne i warto o nie
walczyć?
Ta historia mnie oczarowała. Pokazała jak wiele rzeczy nie
dostrzegamy, bagatelizujemy, dopóki w naszym życiu nie wydarzy się coś naprawdę
złego. Co nie zawsze od razu da nam siłę
do działania, do zmian.
Wydaje się, że moc do walki o życie dziecka powinna przyjść
sama. Powinna. A co jeśli uważamy się za okropnego rodzica? A co jeśli jesteśmy
złą matką? Wtedy by znaleźć tę siłę, potrzebujemy naprawdę porządnego kopniaka w
tyłek.
Książka jest naprawdę fenomenalna. Porusza temat bardzo ważny,
bo temat życia. Życia w śpiączce farmakologicznej jak i tego po za nią.
Pokazuje jak bardzo ważny jest czas, który nam ucieka miedzy palcami. Bo ile to
jest miesiąc? Wydawać by się mogło ze to szmat czasu. A w obliczu tego czy
organizm ludzki odzyska funkcje życiowe, to raptem 30 dni. Tylko 30 dni w ciągu,
których zdarzyć się może wszystko.
„[…] W czasie tych tygodni od wypadku Louisa nauczyłam się,
że ci, których nazywamy bliskimi i od których zbyt często, zbyt szybko się
oddalamy, dają nam ogromną siłę. […]”
Bardzo poruszające jest to ile matka potrafi znieść by
zawalczyć o syna. Szalony pomysł spełnienia marzeń spisanych w zeszycie
wspaniałości jest nie lada wyzwaniem. Już sam udział w maratonie i w obozie
piłkarskim porządnie daje w kość, a te wcale do tych najstraszniejszych nie
należały. Jak myślicie, jakie marzenia może mieć dwunastolatek?
Książkę czytało się bardzo szybko, mimo iż posiada znikomą ilość dialogów, co zazwyczaj wpływa na to, iż wolniej przewraca się kartki. Tu
jednak te dialogi nie były wcale potrzebne. Już od pierwszych stron jesteśmy
wciągnięci w głąb historii tak, iż trudno się oderwać.
Bardzo ciekawym zabiegiem było pokazanie tez tego, co odczuwa
Louis ( chłopiec z wypadku).
Co do zakończenia, tu autor manipulował mną jak marionetka. Raz
wierzyłam ze wszystko dobrze się skończy, by za chwilę wstrzymać oddech, bo
Happy End staje pod wielkim znakiem zapytania.
Serdeczne gratulacje autorowi, ze napisał tak fenomenalny
debiut. A Was gorąco zachęcam by
zapoznać się z tą przepiękną historią o walce o życie.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję
Buziaki MrsBookBook 😙
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz