Prolog
Każdy policjant ma taką sprawę. Tę
jedną, która nie daje spać po nocach i ciągle woła z zakamarków umysłu. Tę
jedną porażkę, przez którą nie da się odejść spokojnie na emeryturę. I właśnie
taka sprawa zepsuła mi całe prywatne życie, wszystkie związki, relacje z
dziećmi i byłymi żonami. To właśnie przez nią obgryzam paznokcie, patrząc po
raz setny na te same zdjęcia, te same artykuły, szukając jakiegoś szczegółu,
który by wszystko rozjaśnił. To przez nią leży na podłodze kolejna pusta już
flaszka, a obok porozrzucane napoczęte paczki fajek. To właśnie to dochodzenie,
to niedokończone śledztwo sprawia, że zamiast zwinąć dilera, którego numer zapisałem
w telefonie, dzwoniłem do niego po następną plastikową torebkę z białym
proszkiem.
Każdy policjant ma taką sprawę, przez którą boi się zasnąć –
tak bardzo, jak brzydzi się swojego odbicia w lustrze.
Ja również mam taką. Sprzed
niemalże dwudziestu pięciu lat. Zabawkarz, to on prześladuje mnie przez cały ten
okres. Nie byłem żółtodziobem, nie. Miałem już za sobą kilka sukcesów.
Arogancja młodzika, parcie na szkło, kariera. Czas pokazał, że to gówno warte.
Wtedy było inaczej, ale czy to jest usprawiedliwienie? Wszyscy tak robili,
przecież wszyscy tak robili! Liczyły się statystyki, a nie sprawiedliwość.
Niezbyt to heroiczne, prawda? Lecz takie były realia. Wystarczyła poszlaka, by
wsadzić kogoś do więzienia. Prokuratura, sądy, policja – działaliśmy w jednym
kręgu zaufania. Nie liczyło się, kto jest winny, a kto nie. Bo czy kiedykolwiek
tak naprawdę ma to znaczenie? Ręka rękę myje. Ja kryję ciebie, ty kryjesz mnie.
Proste.
Autentycznie proste.
Znaleźliśmy schemat: dwie ofiary zamordowane w identyczny sposób, a tylko jeden
nad wyraz oczywisty sprawca. Po co czekać? Po co zbierać inne dowody, szukać
poszlak? Społeczeństwo domagało się głowy, więc my ją dostarczyliśmy. Czy to
naprawdę takie złe? Wprowadzić spokój do społeczności za cenę zaledwie jednego
życia. Prosty rachunek, czyż nie? Większy obrazek. Życie jednostki jest niczym
w porównaniu z życiem wielu. Prawda?
Dlaczego zatem nadal
nie mogę spać – po tylu latach? Dlaczego, gdy kazano odwrócić wzrok, zrobiłem to
i nie czułem się z tym źle? Powinienem zgłosić, że pojawiły się kolejne zwłoki,
kolejna zamordowana w
taki sam sposób ofiara. Wykonaliśmy rozkaz. Naśladowca. Jedynie
my wiedzieliśmy, że to kit. Jedynie my, no i ten człowiek w celi. Zginęło troje
dzieci. W dodatku rzuciliśmy na pożarcie niewinnego człowieka – ukradliśmy Temidzie
wagę i zdarliśmy opaskę z jej oczu, by wskazać winnego. Spójrz, bogini
sprawiedliwości, to on, to on.
Więzienie jest
przedziwnym miejscem. Pełnym szumowin, gangsterów, złodziei i drobnych
rzezimieszków, ale zgadnijcie, jaki kodeks kieruje każdym z nich. „Nigdy nie
krzywdzimy dzieci, dzieci są nietykalne”. Co może więc stać się z człowiekiem
zesłanym między drapieżne bestie, człowiekiem, który został skazany za zbrodnię
tak ohydną, że nawet najgorsi z najgorszych takich nie tolerują? Piekło, czeka go
piekło. Jeśli przeżyje. Dwadzieścia pięć lat piekła wyłącznie dlatego, że
policja i prokurator wymusili przyznanie się do winy. Oto co mogą zdziałać
pięści i dwie noce w areszcie z ambitnymi policjantami. Właśnie to. Człowiek
jest tak wyczerpany psychicznie i fizycznie, że przyznałby się do wszystkiego,
czego byśmy tylko chcieli.
Przesłuchania. Nigdy
ich nie lubiłem. Gra w dobrego i złego glinę nie była dla mnie, ale nie musiała
być. Mogłem spokojnie patrzeć na wyręczających mnie policjantów, specjalistów
od rozmów, gdyż to po drugiej stronie trzeba być twardym, to tam nie można
pęknąć. Tyle że on pękł. Przyznał się, a wystarczyło wytrzymać do procesu.
Wiedzieliśmy, że zeznania są nieprawdziwe. Lecz kogo to obchodziło? Zadanie
wykonane. Piekło dla niego, kariera dla nas. Zapewne te dwie noce w areszcie, w
porównaniu z latami w pierdlu, wydają się dla niego niczym. Cóż, sam się
przyznał, jego wina. Wystarczyło wytrzymać do procesu.
Sprawiedliwość nie
jest najważniejsza, nigdy nie była.
A gdzie jest prawdziwy
Zabawkarz? Gdzie jest ten popieprzony skurwiel?
Kogo to obchodzi, skoro
po trzeciej ofierze nastąpiła cisza? Nie było więcej zwłok, nie było zgłoszeń o
zaginionych dzieciach, a media wreszcie dały sobie spokój. Może więźniowie też,
może…
Wampir z Bytomia,
Skorpion z Pomorza – w Drugiej Rzeczpospolitej pojawiło się ich zbyt wielu.
Nigdy nie sądziłem, że transformacja ustroju przyniesie nam Zabawkarza z
Pobiedzisk. I kto wymyśla te pseudonimy? Czasem dochodzę do wniosku, że przydałby
się ktoś, kto oczyściłby ten kraj z ludzkich śmieci, nawet jeśli miałby to być
człowiek w kostiumie z elastanu. Ulice wciąż wypluwają podejrzany element, a nigdy
– by wyrównać szanse – bohatera. To przykre, ale taka jest rzeczywistość.
Zostaliśmy sami.
Dwadzieścia pięć lat byłem
nękany demonami przeszłości. Aż w końcu mnie dopadły. Wezwanie do stawienia się
na przesłuchanie. Jeden skrawek papieru może wywołać lawinę, którą nie sposób
zatrzymać. Bo nagle prokurator generalny nakazał sprawdzanie kontrowersyjnie
rozstrzygniętych spraw. Tych, które wzbudzały emocje i protesty. I stąd ten
papier. Mają przesłuchać wszystkich związanych z tamtą sprawą, z Zabawkarzem.
Dlaczego? Z powodu niewystarczająco twardych dowodów. Kurwa, serio? A były w
ogóle jakieś? To jasne i dla mnie, i dla reszty powiązanych z tym śledztwem, że
oskarżony opuści więzienie. Nawet jeśli wrobiliśmy niewinnego człowieka, nawet
jeśli nie był Zabawkarzem, to, do kurwy nędzy, osoba, która przeżyła tam tyle
czasu… zdążyła stać się zbrodniarzem. To jednak nie jest najgorsze. Oddanie zwykłego
zjadacza chleba w ręce największych mend oraz jego przemiana w ludzki wrak może
nie być tym, co najgorsze. Uwierzcie mi, nie jest. Wiem coś o tym. Kiedy
niewinny człowiek siedzi za kratami, musi walczyć o swoje wyjście. Niestety
łatwo jest wsadzić kogoś do więzienia, lecz trudno go z niego wyciągnąć, nawet
gdy prawda próbuje wypełznąć na jaw. Miną miesiące, zanim wyjdzie na wolność, zanim
znów będę mógł go oskarżyć. Najgorsze jest to, co zobaczyłem dzień po otrzymaniu
wezwania na przesłuchanie.
On wrócił. Zabawkarz
wrócił do Pobiedzisk. Człowiek, którego złamało więzienie, maltretowany, bity,
gwałcony, w końcu pękł i stał się tym, za kogo go uważano. Zaakceptował
potwora, którego mu wmówiliśmy.
I gdyby tylko żył na
wolności, byłby oczywistym tropem, ale on siedział, on jeszcze siedział. A to
oznaczało wyłącznie jedno: prawdziwy Zabawkarz postanowił wrócić. Po dwudziestu
pięciu latach…
Dlaczego teraz?
Buziaki MrsBookBook 😙
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz